W imię Ojca i Syna, i Ducha Świę­te­go. Amen.
Pozwól­cie, że posłu­żę się na począ­tek wyzna­niem Jima Cavie­ze­la, odtwór­cy roli nasze­go Pana w fil­mie „Pasja” M. Gib­so­na. Poja­wi­ło się ono parę mie­się­cy temu w inter­ne­cie. Słu­chaj­my słów akto­ra skie­ro­wa­nych do ame­ry­kań­skiej mło­dzie­ży, a pośred­nio tak­że i do nas:
Imię Sza­weł ozna­cza wiel­ki, imię Paweł ozna­cza maty. Pod­czas krę­ce­nia fil­mu zauwa­ży­łem, ze zmie­nia­jąc jed­ną małą lite­rę moż­na stać się wiel­kim w oczach Boga. Ale to wyma­ga od nas bycia małym, jeśli chce­my być wiel­cy. Taka jest dro­ga świę­tych. /…/ Nie­któ­rzy z nas przy­ję­li fał­szy­we chrze­ści­jań­stwo, gdzie wszyst­ko opie­ra się jedy­nie na weso­łych roz­mo­wach. Tam było wie­le bólu i cier­pie­nia. Wasza dro­ga nie będzie inna. Więc obej­mij swój krzyż i podą­żaj w kie­run­ku swo­je­go celu. Chcę aby­ście wyszli z tego pogań­skie­go świa­ta. Chcę aby­ście mie­li odwa­gę wyjść do tego pogań­skie­go świa­ta i bez wsty­du wyra­zi­li swo­ją wia­rę publicz­nie. Świat potrze­bu­je dum­nych wojow­ni­ków! Wojow­ni­ków jak świę­ty Paweł i Łukasz- Któ­ry zary­zy­ku­je swo­je imię i repu­ta­cję by nieść wia­rę i miłość całe­mu świa­tu. Bóg wzy­wa każ­de­go z nas do czy­nie­nia rze­czy wiel­kich. Ale jak czę­sto zawo­dzi­my, odrzu­ca­jąc to jako jakieś men­tal­ne roz­my­cie. Nad­szedł czas dla nasze­go poko­le­nia, aby przy­jąć to wezwanie./…/ ale naj­pierw musi­cie zabrać się do pod­ję­cia modli­twy, stu­dio­wa­nia i medy­to­wa­nia Pisma Świę­te­go. I brać sakra­men­ty świę­te na pokaź­nie. Nasza kul­tu­ra jest teraz w upad­ku. Jeste­śmy ludź­mi w nie­bez­pie­czeń­stwie pod­da­wa­nia się eks­ce­som. Cały ten świat zanu­rzo­ny jest w grzech. A tam w ciszy ser­ca Bóg woła do nas. I jak czę­sto igno­ru­je­my go. Igno­ru­je­my to słod­kie wezwa­nie. /…/ Obo­jęt­ność jest naj­więk­szym grze­chem XX wie­ku. To rów­nież naj­cięż­szy grzech XXI wie­ku. Musi­my prze­rwać tę obo­jęt­ność. Tę destruk­cyj­ną tole­ran­cję zła. Tyl­ko nasza wia­ra w mądrość Chry­stu­sa może nas oca­lić. Ale do tego trze­ba wojow­ni­ków goto­wych zary­zy­ko­wać swo­ją repu­ta­cję, swo­je imio­na a nawet wła­sne życie, aby stać po stro­nie praw­dy. Ode­tnij­cie się od tego zepsu­te­go poko­le­nia. Bądź­cie świę­ty­mi. Nie zosta­li­ście stwo­rze­ni po to by się dosto­so­wy­wać. Uro­dzi­li­ście się po to by się wyróż­niać. W naszym kra­ju jeste­śmy szczę­śli­wi tyl­ko wte­dy gdy robi­my to co inni. Teraz wszy­scy mamy wol­ny wybór bez wzglę­du na kon­se­kwen­cje. Czy napraw­dę sądzisz, ie to jest praw­dzi­wa wol­ność. /…/Każde poko­le­nie Ame­ry­ki musi wie­dzieć, ze wol­ność nie pole­ga na robie­niu tego co cze­go się chce. Ale na robie­niu wła­ści­wych rze­czy. To jest wol­ność, któ­rej wam życzę. Wol­ność od grze­chu, wol­ność od sła­bo­ści, wol­ność od znie­wo­leń, któ­re powo­du­je grzech. To jest wol­ność dla któ­rej moż­na umrzeć./…/ Wszy­scy musi­my wal­czyć o praw­dzi­wą wol­ność. /…/Każdy umrze, ale nie każ­dy żyje praw­dzi­wie. Musi­my żyć z Bogiem! I z Duchem Świę­tym jako waszą tar­czą i z Chry­stu­sem jako waszym mie­czem. Dołącz­cie do świę­te­go Micha­ła Archa­nio­ła i wszyst­kich Anio­łów i wyślij­my Lucy­fe­ra i jego słu­gu­sów powro­tem dopie­kła, tam gdzie jest ich miej­sce”.
Wsłu­chu­jąc się w te peł­ne żaru sło­wa arty­sty przy­wo­łu­ję sobie na myśl wypo­wiedź kard. Rat­zin­ge­ra z dro­gi krzy­żo­wej w Kolo­seum. Było to zale­d­wie kil­ka dni przed śmier­cią św. Jana Paw­ła II. Mówił on wte­dy przy sta­cji VII o chrze­ści­jań­stwie, któ­re jest „znu­żo­ne wia­rą, któ­re opu­ści­ło Pana”, zaś „wiel­kie ide­olo­gie i ich zba­na­li­zo­wa­na wizja czło­wie­ka w nic nie­wie­rzą­ce­go stwo­rzy­ły nowe pogań­stwo”. Przy sta­cji IX przy­szły papież kon­ty­nu­ował: „Panie, twój Kościół przy­po­mi­na toną­cą łódź, łódź, któ­ra nabie­ra wody ze wszyst­kich stron. Tak­że na Two­im polu widzi­my wię­cej kąko­lu niż zbo­ża. Prze­ra­ża nas brud na sza­cie i obli­czu Two­je­go Kościo­ła. Ale to my sami je zbru­ka­li­śmy”. Co takie­go sta­ło się z Kościo­łem, Oblu­bie­ni­cą Baran­ka? Gdzie ten żar wia­ry biją­cy ze słów wspo­mnia­ne­go akto­ra? Gdzie ci żar­li­wi kazno­dzie­je nazy­wa­ją­cy rze­czy po imie­niu bez postę­ki­wań i gór­no­lot­nych słów? Co sta­ło się z Euro­pą, Euro­pą, któ­rą two­rzy­li męczen­ni­cy pierw­szych wie­ków chrze­ści­jań­stwa, co przy­po­mniał we Wło­cław­ku św. Jan Paweł II. A może to nie­wła­ści­wie posta­wio­ne pyta­nie? Może powin­no ono raczej brzmieć: „co zro­bi­li­śmy z Euro­pą?”, albo „co pozwo­li­li­śmy zro­bić z Euro­pą?”. Bez Kościo­ła nie było­by Euro­py takiej jaką zna­my a raczej jaką zna­li­śmy. I nie będzie chrze­ści­jań­skiej Euro­py i chrze­ści­jań­skiej Pol­ski, jeśli w nas wszyst­kich nie odro­dzi się na nowo żar wia­ry, któ­ra każe być zna­kiem sprze­ci­wu, zabra­nia się ukła­dać z moż­ny­mi tego świa­ta i apo­sto­ła­mi neo­po­gań­stwa, hołu­bić ich i przyj­mo­wać na salo­nach. „Nie wprzę­gaj­cie się w jed­no jarz­mo z nie­wie­rzą­cy­mi…”, „bo cóż ma wspól­ne­go Chry­stus z Belia­lem?”.
Dzi­siej­sza Euro­pa od stro­ny reli­gij­nej w niczym nie przy­po­mi­na już Euro­py epo­ki katedr, ba, w niczym nie przy­po­mi­na już nawet Euro­py lat 50. ubie­głe­go wie­ku. Epo­ka „Oświe­ce­nia” („Wiek Świa­tła”), nazwa­na tak dla prze­ciw­sta­wie­nia jej epo­ce „ciem­ne­go” rze­ko­mo Śre­dnio­wie­cza, dała począ­tek zor­ga­ni­zo­wa­nym pró­bom eli­mi­na­cji reli­gii jako czyn­ni­ka sto­ją­ce­go na prze­szko­dzie praw­dzi­wej wol­no­ści czło­wie­ka; szcze­gól­nie doty­czy­ło to Kościo­ła Kato­lic­kie­go. Czło­wiek wyzwo­lo­ny z oko­wów reli­gii miał stwo­rzyć „nowy wspa­nia­ły świat”. Te pró­by eli­mi­no­wa­nia reli­gii i budo­wa­nia raju na zie­mi przy­bie­ra­ły raz po raz cha­rak­ter gwał­tow­ny i krwa­wy, by wspo­mnieć tyl­ko rze­czo­ną rewo­lu­cję fran­cu­ską, paź­dzier­ni­ko­wą czy hisz­pań­ską. Obok tego toczy­ła się wal­ka ide­olo­gicz­na. Sto­li­ca Apo­stol­ska raz po raz dema­sko­wa­ła dzia­ła­nia maso­ne­rii, wska­zu­jąc jej praw­dzi­we cele i meto­dy dzia­ła­nia, jakim było i jest zastą­pie­nie reli­gii obja­wio­nej jej for­mą natu­ral­ną, bez dogma­tów i bez Chry­stu­sa-Zba­wi­cie­la. Tego typu dzia­ła­nia podej­mo­wa­no tak­że poprzez oddzia­ły­wa­nie na dok­try­nę od wewnątrz Kościo­ła, co dema­sko­wa­ła wprost ency­kli­ka św. Piu­sa X „Pascen­di Domi­ni­ci gregis”.
Mimo to Kościół nawią­zu­jąc wal­kę z wro­gi­mi ide­olo­gia­mi trwał moc­no zarów­no dzię­ki zde­cy­do­wa­nej posta­wie kolej­nych papie­ży jak i bisku­pów, oraz ofiar­nej pra­cy duchow­nych i świec­kich kato­li­ków. Dosyć gwał­tow­na zmia­na nastą­pi­ła bez­po­śred­nio po Sobo­rze, i po rewol­cie stu­denc­kiej z maja 1968 roku jaka doko­na­ła się wśród mło­dzie­ży zachod­niej Euro­py, i zakwe­stio­no­wa­ła dotych­cza­so­we nor­my zacho­wań, oby­cza­jów i war­to­ści jaki­mi spo­łe­czeń­stwa Zacho­du żyły. Nie czas i miej­sce by zaj­mo­wać się przy­czy­na­mi owej rewol­ty, tego czy była ona spon­ta­nicz­na, czy reży­se­ro­wa­na i przy­go­to­wy­wa­na. Waż­ne dla nas jest to, że ludzie ufor­mo­wa­ni na ide­ałach tej rewol­ty rzą­dzą dzi­siaj Euro­pą, a wła­ści­wie całym obsza­rem stre­fy euro­atlan­tyc­kiej. Pró­bu­ją oni po raz kolej­ny, tym razem meto­da­mi poko­jo­wy­mi zre­ali­zo­wać marze­nie zbu­do­wa­nia raju — tu na zie­mi i bez Boga, bez Deka­lo­gu, bez tego wszyst­kie­go co w krwio­bieg Euro­py wnio­sła Ewan­ge­lia, a co posta­no­wio­no rady­kal­nie zakwe­stio­no­wać. Na naszych oczach budu­je się super­pań­stwo, któ­re­go zasa­dą ma być brak zasad, a Deka­log ma zastą­pić swo­isty anty-deka­log, pro­mu­ją­cy moral­ną anar­chię i roz­wią­złość we wszel­kich odmia­nach. Sta­ła się ona pra­wem czło­wie­ka wyzwo­lo­ne­go od naka­zów i norm nie ist­nie­ją­ce­go Boga. Maso­wa pro­pa­gan­da por­no­gra­fii, środ­ków anty­kon­cep­cyj­nych, wol­no­ści bez ogra­ni­czeń i do wszyst­kie­go: do abor­cji, euta­na­zji, roz­wo­dów a nawet do zmia­ny płci według wła­sne­go uzna­nia, to dzi­siaj głów­ne „zdo­by­cze” euro­pej­skiej cywi­li­za­cji. Cywi­li­za­cji, któ­ra nagle zaczę­ła nie­na­wi­dzić sie­bie samej: swej kul­tu­ry i swo­ich korze­ni. Opa­no­wa­nie przez szer­mie­rzy tzw. „postę­pu” katedr uni­wer­sy­tec­kich, środ­ków prze­ka­zu, par­la­men­tów pozwo­li­ło i pozwa­la na kształ­to­wa­nie pożą­da­nych spo­so­bów myśle­nia i wyni­ka­ją­cych z tego wzor­ców zacho­wań. Tak „wycho­wa­no” sobie spo­łe­czeń­stwa. Szły na to i idą nie­wy­obra­żal­ne środ­ki finansowe.
Cel jest jeden: znisz­czyć chrze­ści­jań­stwo w ogó­le a kato­li­cyzm w szcze­gól­no­ści, z tym że jeśli Kościo­ła nie da się znisz­czyć (a może i nie trze­ba do koń­ca?) nale­ży go prze­ro­bić tak by jego głos współ­brz­miał z melo­dią „tego świa­ta”. Jed­nym sło­wem nale­ży zro­bić z cywi­li­za­cji wyro­słej na chrze­ści­jań­stwie gru­zo­wi­sko i na nim pobu­do­wać ów „nowy wspa­nia­ły świat”. W hm świe­cie to czło­wiek sta­je się wyłącz­nym panem wła­snych wybo­rów bez koniecz­no­ści licze­nia się z wolą Stwór­cy. Pod­po­wiedz sza­ta­na z raju „będzie­cie jak Bóg” zosta­ła zaak­cep­to­wa­na przez ludzi naszej epo­ki jako wła­ści­wa recep­ta na życie. Czło­wiek sam decy­du­je o dobru i złu. Wypa­da zapy­tać: a co z pra­wem Boga do stwo­rzo­ne­go przez sie­bie świa­ta? Czy kto­kol­wiek sądzi, że prę­dzej czy póź­niej On się o to pra­wo nie upo­mni? Pyta­nie zasad­ni­cze brzmi: czy jest rze­czą słusz­ną podej­mo­wać jaki­kol­wiek dia­log z rzecz­ni­ka­mi tego bez­pra­wia, gra­ją­cy­mi zna­czo­ny­mi kar­ta­mi i mają­cy­mi nie­czy­ste inten­cje i jasno okre­ślo­ny cel? Co z naszą cno­tą roztropności?
Pyta­nie, któ­re musi­my sobie teraz posta­wić jest pro­ste: gdzie był wte­dy (i gdzie jest teraz) Kościół i siły z nim zwią­za­ne? Co zro­bio­no dla obro­ny pra­wa i hono­ru Boga? Czy może­my mówić o zde­cy­do­wa­nej kontrze spo­łecz­no­ści kato­lic­kiej jak mia­ło to miej­sce w cza­sach bł. Piu­sa IX? Nie­ste­ty, nic z tych rze­czy. Wie­le kato­lic­kich śro­do­wisk, w tym tak­że uczel­ni ule­gło gorącz­ce maja ’68 i dało się ponieść tren­do­wi kon­te­sto­wa­nia wszyst­kie­go czę­sto dla same­go kon­te­sto­wa­nia. Dawa­ło się odczuć prze­moż­ny wpływ mark­si­zmu tak­że na sfe­rę teo­lo­gii. W II poło­wie lat 60. Holan­dia sta­ła się widow­nią potęż­ne­go zamę­tu dys­cy­pli­nar­ne­go i kon­flik­tu ze Sto­li­cą Apo­stol­ską. Spo­wo­do­wa­ne to zosta­ło zakwe­stio­no­wa­niem przez wyda­ny tam wbrew Sto­li­cy Apo­stol­skiej Kate­chizm Holen­der­ski wie­lu pod­sta­wo­wych prawd dogma­tycz­nych. Wewnętrz­ne podzia­ły, odej­ście od kato­lic­kiej orto­dok­sji spra­wi­ło, że w prze­cią­gu życia nie­mal­że jed­ne­go poko­le­nia z pręż­nej i żywot­nej spo­łecz­no­ści osta­ły się jedy­nie żało­sne reszt­ki. Wspo­mnia­ny zamęt dys­cy­pli­nar­ny i dok­try­nal­ny dopro­wa­dził do gwał­tow­ne­go spad­ku prak­tyk reli­gij­nych, zamie­sza­nia moral­ne­go i w efek­cie do uru­cho­mie­nia gwał­tow­nych pro­ce­sów laicy­za­cyj­nych. Podob­nie jak sąsied­niej Bel­gii. A Niem­cy? Jeden z auto­rów zauwa­ża, że „do począt­ku lat 60. Kościół w Zachod­nich Niem­czech był spo­łecz­nie powszech­nie akcep­to­wa­ny, moral­nie i poli­tycz­nie wia­ry­god­ny oraz sku­tecz­ny” (R. Staf­fin, Koście­le, wypłyń na głę­bię, Tar­nów 2007, s. 24). Od poło­wy lat 60. dał się tam zauwa­żyć wzrost pro­ce­sów nega­tyw­nych, uczest­nic­two we Mszy Świę­tej zaczę­ło tra­cić zna­cze­nie, nastą­pi­ło roz­luź­nie­nie wię­zów z tra­dy­cją, dystan­so­wa­nie się od Kościo­ła, postę­pu­ją­cy plu­ra­lizm i indy­wi­du­alizm w spra­wach reli­gij­nych, selek­tyw­ność wia­ry. Autor doda­je, że w innych kra­jach Euro­py było podob­nie, albo jesz­cze gorzej, co spra­wia że „sta­je się ona kon­ty­nen­tem pustych kościo­łów” (tam­że). Mówię o tym gwo­li przy­po­mnie­nia, tego co sta­ło u począt­ków obec­ne­go kata­kli­zmu, bo to już nie żaden kryzys.
Sytu­acja dzi­siaj jest nie lep­sza a chy­ba gor­sza i postę­pu­ją­ca. Naj­now­szym przy­kła­dem tego jest gwał­tow­nie laicy­zu­ją­ca się Por­tu­ga­lia, kraj Fati­my i Irlan­dia ojczy­zna mni­chów irosz­koc­kich ewan­ge­li­zu­ją­cych nie­gdyś pogań­ską Euro­pę. Dziś spo­łe­czeń­stwa uzna­wa­ne do nie­daw­na za kato­lic­kie gre­mial­nie gło­su­ją za abor­cją na życze­nie, mał­żeń­stwa­mi jed­no­pł­cio­wy­mi, nie mają nic prze­ciw euta­na­zji itp. 16,2% kato­li­ków nie­miec­kich wyzna­je wia­rę w Boga oso­bo­we­go, ale tym „szcze­gó­łem” paste­rze Kościo­ła nie­miec­kie­go wyda­ją się nie przej­mo­wać. Gre­mial­nie godzą się na udzie­la­nie komu­nii świę­tej żyją­cym w związ­kach nie­sa­kra­men­tal­nych, 2/3 z nich popie­ra udzie­la­nie komu­nii świę­tej pro­te­stan­tom, nie wyma­ga­jąc takie­go szcze­gó­łu jak spo­wiedź świę­ta, wice­prze­wod­ni­czą­cy kon­fe­ren­cji epi­sko­pa­tu nie­miec­kie­go mówi że czas zacząć dys­ku­sję o bło­go­sła­wie­niu związ­ków jed­no­pł­cio­wych, co popie­ra zde­cy­do­wa­nie Cen­tral­ny Komi­tet Kato­li­ków Nie­miec­kich. Oto rze­czy­wi­sta „wio­sna” Kościo­ła! Zejdź­my na zie­mię! Pro­wa­dzi­my dia­log, ze wszyst­ki­mi i o wszyst­kim i nawet nie zauwa­ża­my jak zamie­nia się on w tę Paw­ło­wą „czczą gada­ni­nę”, a tym­cza­sem chło­pak w Ber­li­nie patrząc na krzyż pyta przy­ja­cie­la, kto to jest ten INRI i dla­cze­go wisi na krzy­żu! Dusze giną!!! Czy kogoś to obcho­dzi? Poru­sza jesz­cze kogoś widok bul­do­że­ra ruj­nu­ją­ce­go neo­go­tyc­ką świą­ty­nię we Fran­cji, gdzie wypo­wie­dze­nie praw­dy o abor­cji gro­żą dra­koń­skie kary??! Do wszyst­kie­go idzie się przyzwyczaić.
Obec­na sytu­acja jest bole­snym dra­ma­tem i może jedy­nie zdu­mie­wać posta­wa tych, któ­rzy ją baga­te­li­zu­ją bądź usi­łu­ją nie dostrze­gać, a tych któ­rzy cokol­wiek o tym wspo­mną potra­fią depre­cjo­no­wać bądź zaszczy­cić iry­ta­cją albo por­cją inwek­tyw i epi­te­tów, lub mach­nię­ciem ręki. Moż­na sobie i innym powie­dzieć, że to pro­ce­sy nie­unik­nio­ne, że spo­łe­czeń­stwo post­in­du­strial­ne, że nie­uchron­ne pro­ce­sy spo­łecz­ne, zmia­na men­tal­no­ści itp. Czy to aby jed­nak peł­na odpo­wiedź? A może zbyt łatwo i zbyt szyb­ko, aż mam ocho­tę powie­dzieć chęt­nie, odda­li­śmy ten świat siłom „anty­ewan­ge­lii” i „anty­ko­ścio­la” przed któ­rym prze­strze­gał już w 1976 roku kard. Woj­ty­ła? Czy kto­kol­wiek prze­jął się sło­wa­mi zbo­la­łe­go bł. Paw­ła VI o swą­dzie sza­ta­na, któ­ry wdarł się do Kościo­ła Boże­go? Nie, za to zna­la­zło się i znaj­du­je zbyt wie­lu takich przez któ­rych Kościół prze­sta­je być widzia­ny jako „znak sprze­ci­wu”, jako „sól zie­mi” i „świa­tło świa­ta”. Ocho­czo i gre­mial­nie wyra­ża­no sprze­ciw wobec bł. Paw­ła VI za „Huma­nae vitae”. Ileż dziś opor­tu­ni­zmu, nowo­mo­wy, języ­ka tego świa­ta i prób nazwa­nia grze­chu ina­czej, jego roz­my­cia poprzez nie­ustan­ne uza­sad­nia­nie i psy­cho­lo­gi­zo­wa­nie? Dyk­ta­tu­ra rela­ty­wi­zmu przed któ­ra tak moc­no ostrze­gał nas Bene­dykt XVI zda­je się, nie­ste­ty, try­um­fo­wać. Czy tak chce­my zba­wić świat? Czy nie zaczę­li­śmy bar­dziej niż Boga lękać się świa­ta? Czy nie zapy­ta suro­wy Sędzia paste­rzy gdzie się podzia­ło ich sta­do i dla­cze­go uzna­li, że nie war­to go zbie­rać, powięk­szać i bro­nić? Rze­czy­wi­ście wygod­niej „dia­lo­go­wać” niże­li gło­sić, przy­ta­ki­wać niż sta­wiać wyma­ga­nia, uśmie­chać się do wszyst­kich niż zmarsz­czyć gdy trze­ba brwi? Wygod­niej udać się w świat ilu­zji i szer­mu­jąc wizją „Kościo­ła otwar­te­go”, usta­wiać sie­bie w opo­zy­cji do Kościo­ła rze­ko­mo „zamknię­te­go”, zaskle­pio­ne­go w sobie, fana­tycz­ne­go i bojaź­li­we­go, jakim miał rze­ko­mo być Kościół poprzed­niej epo­ki. Jeśli Kościół poprzed­niej epo­ki był jedy­nie prze­lęk­nio­nym okrę­tem pły­ną­cym po wzbu­rzo­nych falach, to czym jest obec­nie Kościół: toną­cą łodzią nabie­ra­ją­cą wody jak widzi go papież Bene­dykt czy prze­bo­jo­wą fre­ga­tą śmi­ga­ją­cą po spo­koj­nych wodach jak chcą rzecz­ni­cy Kościo­ła „otwar­te­go”? Łatwiej i wygod­niej kle­ić zide­olo­gi­zo­wa­ne wizje zamiast sta­nąć w praw­dzie. A może to Kościół naszych cza­sów stał się bojaź­li­wy i układ­ny; nie odno­si­cie takie­go wra­że­nia? Czy przez „otwar­te” wro­ta Kościo­ła wyszli­śmy ku świa­tu i zmie­nia­my go na modlę Chry­stu­so­wą, czy raczej świat zalał nas swo­imi bru­da­mi tu i tam ocho­czo przyjmowanymi?
Nie refor­muj­my Kościo­ła na spo­sób Lutra i nie glo­ry­fi­kuj­my go, bo na to nie zasłu­gu­je! Mamy nie­do­ści­gle wzo­ry refor­ma­to­rów — to bie­da­czy­na z Asy­żu, to cho­ciaż­by Domi­nik Guzman i Igna­cy z Loy­oli. Oni cze­ka­ją dziś na swo­ich wier­nych naśla­dow­ców, pro­stych i jed­no­znacz­nych a przez to i prze­ko­nu­ją­cych w swo­im świa­dec­twie. Nie może­my stać się nimi, ale może­my pró­bo­wać być jak oni. Każ­dy z nich to na swój spo­sób rycerz — obroń­ca hono­ru Boga. W spra­wie Bożej rycerz nie uzna­je kom­pro­mi­sów, bo nie ma tam dla nich miej­sca. Tak — i powiem to jesz­cze raz — trze­ba przy­wró­cić w Koście­le etos ryce­rza Chry­stu­so­we­go. Tak, Chry­stus Pan nie był pacy­fi­stą! On przy­niósł świa­tu miecz! Poróż­nił syna z ojcem i syno­wą z teścio­wą, wniósł fer­ment na tle sto­sun­ku do sie­bie. Żąda cał­ko­wi­te­go odda­nia i bez­kom­pro­mi­so­wo­ści, aż po nie­na­wiść ze stro­ny świa­ta. Z jakie­go więc powo­du chwal­by ze stro­ny świa­ta prze­sta­ją nie­po­ko­ić? Nie są prze­cież zna­kiem, że pogo­dził się on z Chry­stu­sem. Co więc mogą oznaczać?

Kategorie: Aktualności