Kaza­nie bp. Atha­na­siu­sa Schne­ide­ra pod­czas Mszy św. pon­ty­fi­kal­nej w nad­zwy­czaj­nej for­mie rytu rzym­skie­go, spra­wo­wa­nej pod­czas warsz­ta­tów litur­gii tra­dy­cyj­nej Ars Cele­bran­di w bazy­li­ce w Licheniu.

Czło­wiek został stwo­rzo­ny po to, aby czcić Boga, ado­ro­wać Go i aby w ten spo­sób udo­wad­niać Mu swo­ją praw­dzi­wą miłość. Cześć Boga i ado­ra­cja Boga są wciąż powta­rza­ją­cym się refre­nem całe­go Pisma Świę­te­go, całej histo­rii zba­wie­nia, całej wiecz­no­ści. Wystar­czy przy­to­czyć kil­ka wer­se­tów Biblii: „Ple­ni sunt caeli et ter­ra glo­ria Tua” — „Peł­ne są nie­bio­sa i zie­mia chwa­ły Two­jej” (por. Ps. 71,19; Iz. 6,3); „Non nobis, Domi­ne, non nobis, sed Nomi­ni Tuo da glo­riam” — „Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twe­mu Imie­niu daj chwa­łę” (Ps. 113,9); „Glo­ria in excel­sis Deo” — „Chwa­ła Bogu na wyso­ko­ściach” (Łk 2,14). Ludz­kie życie powin­no być nie­ustan­nym wysła­wia­niem Boga, jak traf­nie i krót­ko ujął to świę­ty Ire­ne­usz: „Glo­ria Dei est vivens homo, vita homi­nis est visio Dei” — „Chwa­łą Boga bowiem jest żyją­cy czło­wiek, zaś życiem czło­wie­ka jest oglą­da­nie Boga” (Haer. IV, 20, 7). Jed­nak­że oglą­da­nie Boga jest niczym innym, jak tyl­ko peł­ną miło­ści ado­ra­cją i uwiel­bie­niem Boga.
Syn Boga przy­szedł na tę zie­mię, aby odku­pić i napra­wić praw­dzi­wy, naj­więk­szy grzech ludz­ko­ści. Tym praw­dzi­wym, naj­więk­szym grze­chem ludz­ko­ści, popeł­nio­nym przez pierw­szych rodzi­ców i popeł­nia­nym wciąż przez całą ludz­kość i każ­de­go grzesz­ni­ka, była i jest odmo­wa uwiel­bie­nia Boga, to zna­czy nie­zgo­da na to, aby Boga sta­wiać na pierw­szym miej­scu. Ten grzech ludz­ko­ści pole­ga rów­nież na tym, że Bóg nie jest trak­to­wa­ny poważ­nie, że zatra­co­no wyczu­cie spraw i szcze­gó­łów wią­żą­cych się z Bogiem i Jego ado­ra­cją, że czło­wiek nie chce klę­kać przed Bogiem.
Grzesz­ny czło­wiek chce posta­wić w cen­trum sie­bie same­go, rów­nież w kościel­nych wnę­trzach, rów­nież pod­czas Uczty Eucha­ry­stycz­nej; chce być widzia­ny i dostrze­ga­ny. Dla­te­go Eucha­ry­stycz­ny Jezus, Bóg, któ­ry stał się czło­wie­kiem, obec­ny w Taber­na­ku­lum pod posta­cia­mi eucha­ry­stycz­ny­mi, usu­wa­ny jest w wie­lu kościo­łach na bok. Rów­nież wize­ru­nek Ukrzy­żo­wa­ne­go na kru­cy­fik­sie usta­wio­nym na środ­ku ołta­rza pod­czas cele­bra­cji w kie­run­ku ludu prze­szka­dza, gdyż, jak wie­lu twier­dzi, zasła­nia on twarz kapła­na. Twier­dzi się, że oso­by zgro­ma­dzo­ne na nabo­żeń­stwie powin­ny wciąż widzieć twarz ludz­kie­go kapła­na. Sam kapłan czę­sto chęt­nie sia­da dosłow­nie w cen­trum Domu Boże­go. Cza­sem Eucha­ry­stycz­ny Jezus pozo­sta­wio­ny jest jed­nak w cen­tral­nie umiej­sco­wio­nym Taber­na­ku­lum, gdyż — szczę­śli­wie — pań­stwo­we służ­by ochro­ny zabyt­ków, być może nawet w nie­chrze­ści­jań­skim kra­ju, ze wzglę­dów kon­ser­wa­tor­skich nie pozwa­la­ją na jego usu­nię­cie z pre­zbi­te­rium. Jak czę­sto pro­ści, pokor­ni, ado­ru­ją­cy Chry­stu­sa wier­ni wzdy­cha­li być może w takich przy­pad­kach: „Chwa­ła niech będzie kon­ser­wa­to­rom zabyt­ków! Przy­naj­mniej pozo­sta­wi­li­ście nam Jezu­sa w cen­trum nasze­go kościoła”.
Praw­dzi­wa odno­wa Kościo­ła zaczy­na się w obsza­rze, któ­ry jest naj­waż­niej­szy, któ­ry jest ser­cem Kościo­ła: w Eucha­ry­stycz­nym Panu. W ser­cu życia dzi­siej­sze­go Kościo­ła powsta­ła jed­nak głę­bo­ka rana z powo­du okrop­no­ści bra­ku czci w trak­to­wa­niu Naj­święt­sze­go Sakra­men­tu i z powo­du licz­nych przy­pad­ków nie­god­ne­go przyj­mo­wa­nia Komu­nii Świę­tej, bez peł­ni wia­ry i bez praw­dzi­wej skru­chy. Jeśli cho­re jest ser­ce, wów­czas całe cia­ło jest sła­be i bez zapa­łu. Pro­ces odno­wy i zdro­wie­nia wyma­ga przede wszyst­kim, aby pono­wie paść na kola­na przed Bogiem, przed Eucha­ry­stycz­nym Bogiem, aby ponow­nie uznać w sobie i oskar­żyć same­go sie­bie jako praw­dzi­we­go, nędz­ne­go grzesz­ni­ka, jak doma­gał się tego Chry­stus w swo­im pierw­szym obja­wie­niu i jak od tej pory nie­ustan­nie czy­ni­li apo­sto­ło­wie i ich praw­dzi­wi następcy.
Praw­dzi­wa odno­wa Kościo­ła musi być kon­kret­na i to bar­dzo kon­kret­na. Musi wyjść ona z ser­ca Kościo­ła, to zna­czy z Eucha­ry­stii i oczy­ścić wszyst­kie wewnętrz­ne posta­wy oraz zewnętrz­ne gesty. W natu­ral­ny spo­sób wyma­ga to zawsze pew­nej korek­ty w życiu oso­bi­stym, w oso­bi­stym trak­to­wa­niu Eucha­ry­stycz­ne­go Pana. Praw­dzi­wa odno­wa Kościo­ła ozna­cza zawsze pogłę­bia­nie i uszla­chet­nia­nie eucha­ry­stycz­nej czci.
Im praw­dzi­wiej, im głę­biej ado­ro­wa­na będzie Eucha­ry­stia, a przede wszyst­kim Cia­ło nasze­go Pana w Komu­nii Świę­tej, tym owoc­niej i czę­ściej przyj­mo­wa­ny będzie sakra­ment poku­ty. Cały dzi­siej­szy Kościół i każ­dy kato­lik powi­nien w obec­no­ści małej, kon­se­kro­wa­nej Hostii na nowo wykrzyk­nąć za przy­kła­dem świę­te­go apo­sto­ła Jana: „To jest Pan!” („Domi­nus est”!). W tym stwier­dze­niu zawie­ra się wszyst­ko i z tego natu­ral­nie wyni­ka postu­lat jak naj­do­sko­nal­szej wewnętrz­nej i zewnętrz­nej posta­wy ado­ra­cji i praw­dzi­wie nawró­co­ne­go ser­ca. W małej, nie­po­zor­nej Prze­naj­święt­szej Hostii Jezus z miło­ścią spo­glą­da na swój Kościół i na każ­de­go wier­ne­go, powta­rza­jąc sło­wa, któ­re wypo­wie­dział nie­gdyś do Sama­ry­tan­ki: „O, gdy­byś zna­ła dar Boży” (J 4,10) lub sło­wa, któ­re wypo­wie­dział do miesz­kań­ców Jero­zo­li­my: „Roz­po­znaj­cie czas wasze­go nawie­dze­nia” (por. Łk 19,44). Pan obda­rzy dzi­siej­szy Kościół łaską praw­dzi­wej odno­wy i uczy­ni to w takim stop­niu, w jakim Kościół nie­dwu­znacz­nie uczci Go w tajem­ni­cy Eucha­ry­stii, jak wyra­ził to świę­ty Tomasz z Akwi­nu w hym­nie „Sacris solem­niis”: „Sic nos Tu visi­ta, sicut Te coli­mus” — „O Panie, tak nas nawie­dzaj, jako Cię czci­my”. Amen.
Tłu­ma­cze­nie: Iza­bel­la Parowicz

Kategorie: Kazania