Aktualności
Laudetur Iesus Christus!
Do wszystkim tu zgromadzonych kieruję moje jak najserdeczniejsze pozdrowienie, któremu towarzyszy radość płynąca ze celebrowania Mszy Świętej na zakończenie waszych Warsztatów Liturgicznych w tak ważnym i wymownym miejscu jak to Sanktuarium poświęcone Matce Bożej Bolesnej.
Wszyscy wiemy, że liturgia jest tą rzeczywistością, w której dokonuje się aktualizacja dzieła zbawienia oraz manifestacja misterium Chrystusa i misterium Kościoła. Liturgiczna forma „Vetus Ordo” w przedziwny sposób zawiera w sobie skarb doktrynalny, duchowy i duszpasterski, który Tradycja ofiaruje współczesnemu Kościołowi. Kościołowi, który pragnie być misyjny. Nie wolno nam zapominać, że Msza odprawiana w Starożytnym Rycie Rzymskim była Mszą gorliwych misjonarzy, nieustraszonych wyznawców wiary, czcigodnych duszpasterzy, odważnych męczenników.
W Mszy sprawowanej według Vetus Ordo każde słowo, każda chwila ciszy, każdy gest i każdy ryt przepełniony jest prawdziwie nadprzyrodzonym napięciem, które rozszerza duszę wiernych, aby mogła przyjąć Bożą łaskę. To Bóg jest protagonistą, pierwszym działającym we Mszy Świętej, a nie wspólnota, czy też celebrans. Bóg jest jedynym aktorem, który wylewa swoją łaskę, abyśmy mogli ją otrzymać, przyjąć, strzec jej i wydawać dzięki niej owoce.
Rozważenie dzisiejszej Ewangelii pomoże nam przygotować się do przyjęcia i życia mszalną ofiarą Chrystusa.
Usłyszeliśmy: „Już was nie nazywam sługami, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego.” (J 15, 15). Pan Jezus czyni nas swymi przyjaciółmi: powierza się nam. Do tej przyjaźni musimy każdego dnia na nowo dorastać. Przyjaźń oznacza jedność w myśleniu i w pragnieniach. I ta wspólnota nie jest tylko czymś intelektualnym, ale jest wspólnotą uczuć, woli i działania.
Przyjaźń oznacza, że powinniśmy coraz lepiej w sposób coraz bardziej osobisty i wewnętrzny poznawać misterium Jezusa Chrystusa. Powinniśmy poznawać Go poprzez lekturę Ewangelii, a lektura ta winna stawać się modlitwą i powinna prowadzić do modlitwy. Pan Jezus udawał się na całe noce na górę, aby się modlić. Zatem również i my musimy wspiąć się na wewnętrzne wyżyny; musimy wspiąć się na górę modlitwy. Tylko w ten sposób możemy zanieść ludziom Ewangelię. Prosty aktywizm może być nawet bohaterski, ale ostatecznie traci swoją skuteczność, jeśli nie rodzi się z głębokiej i zażyłej jedności z Chrystusem.
Święty Kamil, którego wspomnienie liturgiczne dzisiaj przypada, był uczniem Chrystusa całkowicie oddanym chorym, słabym, najbardziej potrzebującym opieki. Był niestrudzonym świadkiem miłości. Niemniej jednak jego miłość i jego konkretna bliskość z chorymi była zewnętrzną manifestacją jego głębokiej przyjaźni i zażyłej komunii z Chrystusem. Święty Kamil siłę i energię do poświęcenia się chorym i ubogim czerpał z modlitwy i z życia duchowego.
Już was nie nazywam sługami, ale przyjaciółmi. Chrześcijańska służba innym nie polega na wyrzeczeniu się własnej godności i wolności. Wręcz przeciwnie, wypływa ona z prawdziwej godności i z prawdziwej wolności. Święty Kamil żył pośród cierpiących, użyczając swego ciała Jezusowi i w ten sposób sprawił, że Jezus był obecny na świecie. Można osiągnąć zbawienie jedynie poprzez ofiarowanie własnego ciała. Zło tego świata będzie zwalczone, a ból będzie podzielony, gdy zostanie on wchłonięty przez własne ciało, tak jak to uczynił Jezusa i tak jak Święty Kamil zaświadczył o tym przez świętość swojego życia.
W tym sanktuarium maryjnym prośmy Dziewicę Maryję, naszą Matkę, abyśmy otworzyli drzwi naszego życia na Boga, abyśmy otworzyli drzwi świata na Boża prawdę i Bożą łaskę. Módlmy się, aby Maryja dała nam odwagę do wyznawania w każdym czasie naszej katolickiej wiary i radość bycia przyjaciółmi Jezusa, prowadzonymi przez Niego do prawdziwego życia. Amen.
Drodzy Przyjaciele!
Jest dla mnie przyczyną głębokiej radości móc celebrować Mszę Świętą w Polsce w czasie trwania warsztatów Ars Celebrandi 2018, we wspomnienie liturgiczne mojego współbrata, błogosławionego Czesława z Krakowa. Wielki to dla mnie zaszczyt, który łączy się z uczuciami głębokiej wdzięczności Bogu za ten Jego dar i wdzięczności organizatorom za ich serdeczne zaproszenie.
Przykład życia świętych zyskuje naśladowców. Ich życie, dzieła, miłość nieskończona do Chrystusa Jezusa i Jego Kościoła, umiłowanie dusz ludzkich pobudza nas do głębokiej czci i dumy za tych heroldów wiary, świadków Chrystusa aż po kres życia. Patrząc na ich życie i konfrontując je z naszym, możemy też doświadczyć odrobinę smutku i goryczy, patrząc na nasze biedne życie.
Błogosławiony Czesław jest synem tej chwalebnej (pełnej chwały) ziemi polskiej. Ziemia pełna chwały — ponieważ ziemia chrześcijańska-katolicka, ziemia przez Boga błogosławiona, ziemia pełna wyznawców i męczenników, zamieszkana przez prostych i pokornych wierzących, którzy pomimo przeciwności życia i zakrętów historii pozostali wierni Kościołowi — który jest Jeden, Święty, Powszechny, Apostolski oraz Rzymski, bo przecież Rzym to siedziba wikariusza Chrystusa na ziemi.
Błogosławiony Czesław, którego Kościół i Zakon Kaznodziejski czci dzisiaj, był razem ze świętym Jackiem (swoim rodakiem) jednym z pierwszych uczniów patriarchy św. Dominika, naszego ojca założyciela. I to jest czas powstania zakonu, czas początków Świętego Przepowiadania Zakonu Kaznodziejskiego — tak nazywali się pierwsi dominikanie. Zakon Kaznodziejski założony przez św. Dominika, aby wspierać i bronić wiarę Kościoła w bardzo trudnym okresie historycznym z powodu dekadencji moralnej i duchowej ludzi — Bogu poświęconych, a także rozprzestrzeniania się herezji.
Czesław był człowiekiem wykształconym, zaprawionym w studiowaniu. Swoje studia zaczął w Krakowie i kontynuował je na dwóch najlepszych uniwersytetach ówczesnej epoki: w Paryżu i Bolonii. W Krakowie otrzymał święcenia kapłańskie — to tutaj dojrzewała jego wielka kultura duchowa i intelektualna.
Opatrznościowa podróż całkowicie odmieniła jego życie, kierując go ze św. Jackiem i biskupem Iwo Odrowążem do Rzymu. W Wiecznym Mieście Czesław i Jacek poznali św. Ojca Dominika, który właśnie w tym czasie organizował ekipy misyjne swoich synów duchowych, aby propagowali Zakon poprzez nowe fundacje w całej Europie.
Czesław zauroczony pokorą i szlachetnością św. Dominika został pozyskany dla świętej sprawy. Bo i przepowiadanie św. Dominika było silne mądrością i przekonaniem; jego życie pełne modlitwy i zdyscyplinowania; – owoc ascezy bezkompromisowej i wolnej od światowych udogodnień; projekt „Świętego Przepowiadania” ledwo co rozpoczęty i popierany przez Kościół; wszystko to przekonało Czesława aby porzucił wszystkie własne projekty i przyłączył się do nowych; „Baranków ze świętego stada, których Dominik posyła w drogę” jak napisał największy włoski poeta Dante Alighieri.
Czesław razem z Jackiem przywdział habit zakonu dominikańskiego w kościele św. Sabiny w Rzymie i otrzymał go z rąk samego św. Dominika. Został posłany do Polski, gdzie rozpoczął wielkie dzieło pracując w sposób niestrudzony i niezmordowany aż do swojej śmierci, która nadeszła 17 lipca 1242 roku, fundując wiele klasztorów zakonnych i werbując do nowej obserwacji zakonnej braci Kaznodziejów wielu nowych adeptów.
Liturgia łacińsko-gregoriańska, jak zawsze podkreśla w sposób syntetyczny, istotny i głęboki profil duchowy bł. Czesława w modlitwie ze Mszy Świętej z jego wspomnienia: „Boże, ty obdarzyłeś błogosławionego Czesława dziewiczą czystością obyczajów i rozpaliwszy w nim gorliwość o zbawienie dusz, uczyniłeś go godnym podziwu wśród wielu narodów dzięki świętości czynów i rozkrzewianiu wiary…”
To są te trzy najwyraźniejsze cechy duchowe, które uczyniły wielkim tego Bożego człowieka. Co sprawiło, że ten Boży człowiek był tak bardzo przepełniony gorliwością o zbawienie dusz? Co uczyniło go gotowym do każdego poświęcenia, aby szerzyć Królestwo Boże? Co spowodowało, że poddawał się każdemu wysiłkowi aby zakładać nowe klasztory promieniujące jako centra rozkrzewiania i obrony wiary?
Możemy stwierdzić, że na jego świętość składało się życie przeżywane w szczególnej czystości dziewiczej… cały i tylko dla Boga, rozpalony gorliwością o zbawienie dusz, propagujący dzieła tworzone po to aby te dusze uświęcać.
Życie w czystości w szczególny sposób w jego dziełach apostolskich promieniowało w sposób subtelny. Dziewicza czystość obyczajów oznacza, że jego życie dziewicze było ulokowane w świetle najczystszym i przezroczystym Ewangelii Chrystusa. Jego dom wewnętrzny był uformowany w czystości wiary; cała jego dusza ukierunkowana była na Boga — którego wybrał i ukochał jako jedynego Pana swojego życia: wszystko dla Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie. Został porwany przez Chrystusa w dziewiczości swojej duszy, umysłu, ciała, intencji (zamiarów), miłości bliźniego. Wszystko uznał za śmieci, aby tylko móc pozyskać Chrystusa i być w Nim doskonałym. Zdecydował się, aby wszystko utracić, aby móc pozyskać wielu dla Chrystusa, jak to wyraził św. Paweł Apostoł. Ze swojej czystości uczynił całopalną ofiarę miłości, aby zdobyć dzieci dla Kościoła i dusze dla Chrystusa.
Dzisiaj ta cnota jest już prawie nie praktykowana, mówi się o niej mało i niestety jest wyśmiana przez świat; także dla niektórych w Kościele wydaje się nie na czasie… jakby niektóre instancje pastoralne chciały ją uczynić przestarzałą i zbędną. Historia uczy nas i w otaczającej nas rzeczywistości ze smutkiem reflektujemy się że niemoralność i rozluźnienie zasad moralnych idą w parze z herezją.
Razem wzięte pogrążają Kościół w bezradności i bezowocności głoszenia Dobrej Nowiny i są często przyczyną wyśmiewania ze strony ludzi światowych. Kiedy zbyt mało ceni się tę cnotę, to próbuje się fałszować (wypaczyć) czystość i (świętość ) sakralność wiary, próbuje się nią manipulować i przemodelować według swego niegodziwego życia. Pan Jezus zaproponował nam ją jako cnotę do osiągnięcia; a niektórym to jest swoim uczniom nam dał jako styl życia (ślub) do wyboru i pójścia za Nim, dla Niego i jego Królestwa; jak sam to uczynił Chrystus Pan. Kaznodzieja (głosiciel) Ewangelii jest wezwany aby był człowiekiem czystym, aby głosił czystość doktrynalną. Powinien być mężczyzną praktykującym dziewictwo aby mógł dawać świadectwo „blaskowi Prawdy”, ponieważ tylko ten, kto sam jest w świetle widzi światło (w domyśle Chrystusa) i może głosić światło (Jezusa). W przeciwnym wypadku będzie oszustem; „W świetle Twoim będziemy widzieć światło”.
Poza tym święta Ewangelia od rozdziału 10 Łukasza przypomina nam tę realistyczną prawdę poprzez którą Jezus ostrzega nas i głosiciel Dobrej Nowiny nie może jej nigdy zapomnieć; „Oto ja was posyłam jak owce między wilki”. Posyłam was jak baranki między wilki. Świat do którego jesteśmy posłani, jest także światem wilków (i jest nich wcale niemało) gotowych aby rozszarpać, wyeliminować na wszystkie sposoby i posługując się każdym możliwym narzędziem — dlaczego? Ponieważ świat kocha to, co jest ze świata. A przecież my należymy do Chrystusa i nie możemy iść na ugodę, kompromis ze światem i to z tego powodu świat nas nienawidzi, pisze św. Jan Ewangelista. Zanim nas znienawidził, pierwej znienawidził Chrystusa. Kto poszedł za Chrystusem musi zawsze o tym pamiętać. W przeciwnym razie zdradzi własne wołanie, poniesie klęskę na polu wiarygodności przepowiadania Słowa Bożego i będzie człowiekiem nieszczęśliwym. Tylko ewangeliczny realizm daje nam pokój i radość prawdziwą.
W tym świętym dniu, uczyńmy więc naszą własną prośbę do Boga Wszechmogącego, wziętą z modlitwy z dzisiejszej Mszy Świętej — w tych czasach niełatwych dla Kościoła; przez wstawiennictwo błogosławionego Czesława możemy pozostać stali w wierze i dojść do źródeł miłosierdzia.
Matka Boża Najświętsza Maryja, którą każdego dnia w Komplecie Zakon Kaznodziejski przyzywa jako życie słodyczy i nadzieję naszą, niech nas nie opuszcza, niech nas strzeże i broni i wstawia się za Kościołem; aby nastał nowy czas robotników idących na żniwo dla Bożego Królestwa, przez Chrystusa Jej Syna.
Amen.
Komisja konkursowa w składzie Paweł Kucharski (fotograf), Piotr Kędziora (filmowiec) i Dominika Krupińska (Biuro Prasowe) uznała za zwycięskie następujące zdjęcia uczestników:
Pogotowie krawieckie, fot. Agnieszka Zakrzewska-Smagała
Procesja, fot. Piotr Ulrich
Mecz, fot. Igor Grzyb
Gratulujemy!!!
Chciałbym rozpocząć od przywołania myśli papieża Benedykta XVI, który uważa, że kwestia liturgii odsyła nas do kluczowej kwestii wiary i Kościoła: w podejściu do liturgii decyduje się przyszłości wiary i Kościoła (J. Ratzinger). We wstępie do wydanego jako pierwszy tomu Opera omnia traktującego o liturgii, papież Benedykt przypomina, że Sobór Watykański II rozpoczął swoje prace od obrad nad „Schematem o świętej liturgii”. Wybór ten nie wypływał z przesłanek taktycznych, ani też nie był przypadkowym wyborem, lecz przez niego chciano jednoznacznie zamanifestować prymat Boga, absolutną nadrzędność tematu „Boga”. „Tam, gdzie spojrzenie w stronę Boga nie jest podstawowe, pozostałe sprawy tracą swoją orientację”.
Nie jest to właściwy czas ani miejsce, aby poddać badaniu analitycznemu wyniki reformy liturgicznej i sposób jej wprowadzenia wynikły z promulgacji Mszału Novus Ordo z 1970. Jednakże to, co chciałbym podkreślić to fakt, że dzięki Motu proprio Summorum Pontificum (2007), które uwolniło celebrację Mszy i pozostałych sakramentów według Vetus Ordo – precyzując wyraźnie, że należy mówić o dwóch formach jednego rytu rzymskiego: zwyczajnej i nadzwyczajnej – po raz kolejny został na nowo potwierdzony, tym razem w liturgii, absolutny prymat Boga i prymat Sacrum. Nie ulega bowiem wątpliwości, że Vetus Ordo stanowi cenny i bezdyskusyjny wkład w rozumienie liturgii jako dzieła Bożego, w którym uczestniczy cały Kościół. Dzięki Vetus Ordo bogate dziedzictwo duchowe i sakralne Liturgii Rzymskiej staje się udziałem nie tylko tych, którzy biorą udział w celebracjach według Starożytnego Rytu Rzymskiego, ale także pozostałych, którzy uczestniczą w celebracjach według nowych ksiąg liturgicznych.
W szczególności chciałbym wyraźnie podkreślić zasadnicze elementy Vetus Ordo, które mają wielkie znaczenie i które niezależnie od czegokolwiek powinny być przeżywane i ze świadomością przyjmowane przez wszystkich wiernych.
1. Ożywiając tradycję liturgiczną Mszy sprawowanej według Vetus Ordo i recytację Oficjum Bożego, zaświadcza się, że także dzisiaj, co z resztą powinno zawsze obowiązywać, sprawą podstawową jest nasze zwrócenie się w liturgii i w życiu ku Chrystusowi. To On jest naszym Oriens ex alto – słońcem wschodzącym z wysoka – i dlatego koniecznym jest zwrócenie się do Krzyża Chrystusa, który nadaje naszej wierze w ofiarę Chrystusa wysoką miarę. Ów zwrot ku Chrystusowi oprócz tego, że zapewnia nam właściwe ukierunkowanie modlitwy, zapobiega także pokusie sprowadzania liturgii do czegoś, co jest przez nas „robione”, co jest dziełem wspólnoty a przecież liturgia jest przede wszystkim dziełem Boga. Należy bezwzględnie przywrócić oratio Mszy całą jej sakralność, która przecież jest w niej niejako zawarta, włączając w to właściwą językowi łacińskiemu ekspresję. Łacina zapewnia teologiczną precyzję sformułowaniom i podniosłość słowom modlitwy, a tym samym pomaga wiernym zrozumieć, że dzięki Mszy jest chwilą, w której wkracza się mysterium fidei, ponieważ wraz z Chrystusem włączamy się w oratio, które skierowane jest od całego Mistycznego Ciała do Ojca w Duchu Świętym.
2. Kolejnym istotnym elementem jest ponowne odkrycie i potwierdzenie realnej i substancjalnej obecności Chrystusa pod postaciami chleba i wina. Po Soborze Watykańskim II katolicyzm był rozdarty między dwoma biegunami. Tradycyjnie katolicyzm skupiał się na realnej obecności Chrystusa w Eucharystii, która skutkowała w cały drugim tysiącleciu chrześcijaństwa duchowością adoracji Ciała Chrystusa Eucharystycznego. Duchowość ta miała wielką siłę religijną i pozwalała na mistyczne skupienie się wokół wiary w realną Obecność. Usunięcie z centrum duchowości wiernych realnej Obecności oznacza naruszyć głęboki wymiar chrześcijańskiej religijności. Po reformie liturgicznej z lat 70-tych inna myśl zajęła centralne miejsce. Zaczęto pojmować Mszę jako działanie ludu Bożego, działanie wspólnoty, która tak bardzo angażuje się w różne funkcje. Podczas gdy w Vetus Ordo centralnym akt Mszy jest konsekracja z następującą po niej adoracją, w zreformowanej Mszy akt konsekracji jest często rozumiany i traktowany jako jeden z wielu aktów, dzięki którym Chrystus staje się obecny (w zgromadzeniu liturgicznym, w czytanym Słowie Bożym, w braterskiej miłości…). Misterium realnej obecności Chrystusa grozi, że zejdzie na dalszy plan. Owo zagrożenie wynika nie tyle z ksiąg liturgicznych, czy z samego rytu, ale ze specyficznego rozumienia i postrzegania, o czym wyżej pisałem. Nawet dla zrozumienia intelektualnej formacji liturgicznej, warto przytoczyć to, co już miałem okazję powiedzieć w jednym z poprzednich moich wystąpień o nauczaniu Vaticanum II: reformie liturgicznej towarzyszyła ideologia okołosoborowa, która w pewnym stopniu pokrywała się z pomysłami i z zasadami zawartymi w Konstytucji Sacrosanctum Concilium Vaticanum II, i która jednocześnie stała się podwaliną dewiacji, nadużyć i zniekształceń w postaci konkretnych zastosowań reformy liturgicznej. Z pewnością nie jest rzeczą drugorzędną, że klimatowi reformy liturgicznej towarzyszył specyficzny kontekst kulturowy głęboko naznaczony sekularyzacją.
Prawdopodobnie w kontekście innym niż sekularyzacja, przy katechezie mistagogicznej na temat bosko-ludzkiego wymiaru życia chrześcijańskiego, czyli w klimacie doktrynalnie poprawnej formacji liturgicznej i katechetycznej, nowe księgi liturgiczne byłyby zrozumiane i zastosowane w zgodzie z misterium wiary. Tymczasem sekularyzacja teologii i życia chrześcijańskiego była decydującym czynnikiem, który przekształcił samą liturgię w aktywizm i w konkretne formy jej celebracji, pomijające sakralny wymiar i zaciemniające centralne miejsce, jakie powinna zajmować realna obecność Chrystusa, pomijające ofiarniczy charakter Mszy św., a także nierzadko znoszące zupełnie uczucie adoracji, aby jednostronnie podkreślić znaczenie wspólnoty i rozumienie Mszy jako uczty, pojmowanej wszelako nie jako uczta ofiarna (św. Tomasz z Akwinu: sacrum convivium), ale jako zwykły posiłek braterski, skutkując w ten sposób protestantyzacją katolickiej liturgii.
Kryzys wiary, liturgii, duszpasterskiej działalności Kościoła wynika z trzech głębokich korzeni: sekularyzacji wiary, sekularyzacji liturgii i sekularyzacji miłości.
Sekularyzacja wiary polega na przeniknięciu do katolickiej kultury relatywizmu doktrynalnego, religijnego i moralnego. Jest to zasadniczo nowa, gnostyczna wersja chrześcijaństwa, która głęboko rozwadnia wiarę chrześcijańską, ponieważ redukuje ją do subiektywnej opinii, tożsamej z istniejącymi obok subiektywnymi przekonaniami. To, co staje się najważniejsze to, aby w coś wierzyć, podczas gdy treść wiary jest relatywizowana. Zagadnienie prawdy jest praktycznie marginalizowane i zaciemniane.
Sekularyzacja liturgii polega na zastąpieniu kategorii sacrum kategorią profanum. Liturgia staje się w ten sposób wydarzeniem przede wszystkim społecznym i wspólnotowym, a prymat Boga, adoracja misterium i znaczenie sakralności zostają usunięte. Wywyższa się wspólnotę liturgiczną, ale rozumie się ją jedynie jako rzeczywistość socjologiczną, podczas gdy prawdziwa wspólnota kościelna jest ciałem Chrystusa, Głową i członkami, jest nadprzyrodzoną rzeczywistością, która staje się widoczna w historii, w odróżnieniu od historycznego zjawiska o niejasnym wymiarze duchowym.
W wyniku sekularyzacji miłości wertykalną miłość ewangeliczną (miłość Boga i bliźniego) zastąpiła miłość horyzontalna. To, co się liczy, to zrealizowanie ludzkiego braterstwa, w którym głównym bohaterem jest ludzki aktywizm, a nie komunia z Chrystusem i z braćmi opierająca się i wynikająca z działania Bożej łaski (Bóg jest miłością, a miłość polega na tym, że Bóg najpierw nas umiłował i bez Jego miłości nasza miłość jest jedynie uczuciem lub polityczną wolą dążącą do osiągnięcia jakiegoś ideologicznego celu). Ten sekularyzm miłości jest nową formą pelagianizmu, który wywyższając ludzką działalność, pozbawia chrześcijańskie działanie siły i pierwszeństwa łaski.
3. Podsumowując ten aspekt, uważam, że powinno się uznać, że Motu proprio Summorum Pontificum Benedykta XVI odegrało znaczącą rolę, pomagając zrozumieć, że Usus antiquior liturgii rzymskiej należy uważać za cenny skarb, który trzeba otworzyć dla wszystkich wiernych (por. Instrukcja Universae Ecclesiae, 8), aby zachować właściwą wiarę, właściwą liturgię i właściwą miłość.
Dzisiaj pilnie potrzebne jest świadome przywrócenie znaczenia i wartości sakralności liturgii katolickiej w obu formach: zwyczajnej i nadzwyczajnej, oraz konsekwentnie właściwej celebracji, która powinna również poprzez gesty wyrażać zdrową doktrynę liturgiczną w jej integralności i kompletności.
4. Konstytucja liturgiczna Sacrosanctum Concilium Soboru Watykańskiego II w pewnym momencie stwierdza, że Kościół, w sprawach, które nie dotyczą bezpośrednio wiary i dobra wspólnego, nie zamierza nawet w liturgii narzucać sztywnego uniformizmu (SC 37). Jednakże nie ulega wątpliwości, że dzisiaj gra toczy się o wiarę, dla której konieczne jest, aby w uzasadnionej różnorodności form rytualnych ponownie odkryć zasadniczą jedność kultu katolickiego. Benedykt XVI z całą powagą przypomniał o tym w liście do biskupów z okazji zdjęcia ekskomuniki z czterech biskupów konsekrowanych niezgodnie z prawem przez abp. Lefebvre’a:
„W naszej epoce, kiedy na wielkich obszarach ziemi występuje zagrożenie, że wiara zgaśnie jak niepodsycany ogień, najważniejszym z priorytetów jest uobecniać Boga w tym świecie i otwierać ludziom drogę do Boga. Nie do jakiegokolwiek boga, ale do tego Boga, który przemówił na Synaju; do tego Boga, którego oblicze rozpoznajemy w miłości aż do końca (por. J 13, 1) – w Jezusie Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym.
Już św. Jan Paweł II przypomniał, że: „Święta Liturgia wyraża i sprawuje jedną wiarę, wyznawaną przez wszystkich, a ponieważ jest ona dziedzictwem całego Kościoła, nie może być określana przez Kościoły lokalne w izolacji od Kościoła powszechnego” (Encyklika Ecclesia de Eucharistia, nr 51), a w innym miejscu: „ Liturgia nie jest nigdy prywatną własnością kogokolwiek, ani celebransa, ani wspólnoty, w której jest sprawowana tajemnica”. W przywołanej już Soborowej Konstytucji o Liturgii powiedziano: „Sobór święty oświadcza, że święta Matka Kościół uważa za równe w prawach i godności wszystkie prawnie uznane obrządki i że chce je na przyszłość zachować i zapewnić im wszelki rozwój” (SC 4).
Dlatego szacunek dla form rytualnych powinien być bazą dla prac rewizyjnych, które od czasu do czasu stają się niezbędne. Otóż właśnie dwie formy liturgii rzymskiej zwyczajna i nadzwyczajna są przykładem wzajemnego rozwoju i ubogacenia. Kto myśli i działa w odmienny sposób, narusza jedność rytu rzymskiego, który powinien być stale chroniony, nie prowadzi właściwej działalności duszpasterskiej ani nie promuje poprawnej odnowy liturgicznej, lecz pozbawia wiernych dziedzictwa, do którego mają prawo. Ogłoszone przez papieża Benedykta XVI motu proprio Summorum Pontificum, dzięki któremu bogactwo rzymskiej liturgii stało się bardziej dostępne dla Kościoła powszechnego, stanowi kontynuację magisterium jego poprzedników.
We wstępie do Instrukcji Universae Ecclesiae opublikowanej przez Papieską Komisję Ecclesia Dei w 2011 r. przypomina się, że papież promulgował prawo uniwersalne dla całego Kościoła. A zatem oznacza to, że nie jest to już indult, którego w 1988 roku udzielił papież Jan Paweł II. Nie jest to również prawo dla poszczególnych grup, lecz jest to prawo dla całego Kościoła, które, jeśli weźmie się pod uwagę zagadnienie, jakiego dotyczy, jest także specjalnym prawem, które, jak mówi Instrukcja w numerze 28 (z praktycznego punktu widzenia jest to bardzo ważny artykuł), „w swoim własnym zakresie znosi wszystkie przepisy prawa, związane ze świętymi obrzędami, promulgowane po 1962 r. nie dające się zastosować do rubryk ksiąg liturgicznych obowiązujących w 1962 r.”
Dlatego wszystko, co dotyczy przepisów liturgicznych: szaty liturgiczne, komunia do ust lub na rękę, ewentualna obecność kobiet przy ołtarzu, wszystkie te normy, które zostały ogłoszone po 1962 roku, nie mają zastosowania w stosunku do celebracji w nadzwyczajnej formie rytu.
W tym miejscu należałoby również wspomnieć o innej zasadzie, o słynnym principium wyrażającym się w powiedzeniu lex orandi – lex credendi, o którym jest mowa w numerze 3 Instrukcji: doktryna katolicka nie została zmieniona w Mszy w obrządku rzymskim, ponieważ liturgia i doktryna są nierozerwalne, są one z konieczności nierozdzielne. Tak w jednej jak i w drugiej formie rytu mogą bez wątpienia wychodzić na pierwszy plan pewne akcenty, podkreślenia, wyraźniejsze uwypuklenia pewnych aspektów w porównaniu z innymi jak wkrótce to zobaczymy, nie wpływa to jednak na zasadniczą jedność liturgii. Dlatego Instrukcja nie dotyczy tylko tych, którzy chcą nadal celebrować wiarę w ten sam sposób, w jaki Kościół robił to przez tyle wieków; papież bowiem proponuje wszystkim katolikom życie zgodnie z prawdą liturgii, aby znając i uczestnicząc w starożytnej rzymskiej formie rytu, zrozumieli, że Sobór chciał tak przejrzeć, zreformować liturgię, aby zachować ciągłość z tradycją.
5. Zadaniem Biskupów jest nie tylko zagwarantowanie i zapewnienie, ale również sprzyjanie pojednaniu i jedności w Kościele, zapobiegając w ten sposób rozłamom i konfliktogennym dążeniom w chrześcijańskiej wspólnocie, takim jak na przykład marginalizacja i izolacja wiernych przywiązanych do nadzwyczajnej formy z jednej strony, czy z drugiej strony różne formy kontestowania Mszału Pawła VI, który przez niektóre grupy wiernych, nawet jeśli mniejszościowe, jest nadal postrzegany jako daleki czy nawet zdradzający prawdziwą liturgię.
Tymczasem forma nadzwyczajna i zwyczajna Rytu Rzymskiego nie powinny być postrzegane: jedna jako wyjątek, a druga jako reguła, lecz winny być rozumiane jako formy o równej wartości, pomimo tego, że zwyczajna forma jest bardziej powszechna i powszednia, a nadzwyczajna szczególna i wyjątkowa i stąd ustanawia się dla niej konkretne ustawodawstwo, jakie należy respektować przy jej celebrowaniu.
Aby wyjaśnić, że Mszał Rzymski nie został uchylony, w Instrukcji umieszczono następującą normę o wielkiej wadze:
„w chwili wprowadzenia nowego mszału nie wydawało się konieczne wydawanie dyspozycji mających regulować używanie liturgii obowiązującej w 1962.” Jednakże dzisiaj „ze względu na wzrost liczby tych, którzy proszą o możliwość używania formy nadzwyczajnej” takie przepisy zostały ustanowione.
6. Takie ujęcie sprawy otwiera spojrzenie na kluczową zasadę, która legła u podstaw Motu Proprio. Reforma liturgiczna Soboru Watykańskiego II nie może być rozumiana jako zerwanie z tradycyjną liturgią, ale należy ją rozumieć jako odnowa przy zachowaniu ciągłości z tym co zasadnicze. Niestety linia zerwania z Tradycją promowana przez liczebnie duże sektory życia Kościoła doprowadziła do wciąż obecnego kryzysu kościelnego i liturgicznego. Sam Józef Ratzinger pisząc o liturgii używał niepozostawiających wątpliwości sformułowań:
„Jestem przekonany, że kryzys kościelny, w centrum którego dziś się znajdujemy, zależy w dużej mierze od upadku liturgii – użył właśnie tego słowa „upadek” liturgii – należałoby ocenić – kontynuuje Ratzinger – w jakim stopniu poszczególne reformy liturgiczne Vaticanum II owocowały ulepszeniem, a w jakim banalizacją, w jakim były duszpastersko mądre, a w jakim wręcz przeciwnie, lekkomyślne”. Zatem po raz kolejny kluczową kwestią nie jest nakazana przez Sobór odnowa, ale recepcja i sposób wdrożenia tej odnowy w konkretnej praktyce.
7. Krytyczne spostrzeżenia na temat dyskusyjnych form wdrożenia odnowy nie powinny poddawać ponownie pod dyskusję Mszału opublikowanego przez Pawła VI, następnie po raz trzeci wydanego za aprobatą Jana Pawła II, który pozostaje zwyczajną formą liturgii eucharystycznej. Natomiast celebracja Mszy Świętej w usus antiquior pomaga niewątpliwie uchwycić i unaocznić w jaskrawszy sposób, wyraźniej w niektórych aspektach, pewne prawdy doktrynalne, które mogą zostać przysłonięte przez zbanalizowany czy niewłaściwy sposób celebrowania zreformowanego rytu. Na przykład: traktowanie Eucharystii jako uczty (już Pius XII na niego wskazał w encyklice Mediator Dei, ale z pewnością Vaticanum II, a następnie reforma liturgiczna podkreśliły ten wymiar Eucharystii), zostało ze szkodą dla zasadniczo ofiarniczej natury Eucharystii do tego stopnia uwydatnione, że zapomniano niemal o tym, że bez ofiary nie ma komunii. Komunia rodzi się z ofiary Chrystusa, a nie na odwrót. Uczestnictwo wspólnotowe i społeczne, które w reformie liturgicznej jest akcentowane i unaoczniane, często przyćmiewa element i wymiar transcendentny i chrystocentryczny. Kapłaństwo powszechne wiernych jest do tego stopnia eksponowane, że odbywa się to kosztem niezastępowalnej roli kapłaństwa służebnego. Jest oczywistym, że w tekstach, w księgach liturgicznych, nie ma tego zachwiania, ale znajdujemy je przede wszystkim w sposobie kształtowania świadomości chrześcijańskiej ludu Bożego, a także kapłanów. Brak równowagi przejawia się w sposobie rozumienia, interpretacji i wreszcie w konkrecie celebracji.
Rozważmy na przykład tak bardzo podkreślaną przez reformę liturgiczną koncepcję actuosa participatio (czynnego uczestnictwa). Nie można jej sprowadzić do aktywności czysto zewnętrznej, do przemówień, słów, komentarzy, do działalności, którą moglibyśmy scharakteryzować za pomocą sformułowania „zrób to sam”. Pod pojęciem actuosa participatio rozumie się także ciszę, która wyraża rzeczywiste, głębokie i osobiste uczestnictwo, jako że liturgia nie potrzebuje narzucającej się i zawłaszczającej kreatywności, ale domaga się uroczystych powtórzeń. Istnieje zatem realne ryzyko upadku, instrumentalizacji zreformowanego rytu ze szkodą dla integralności wiary i kultu Bożego.
8. Podsumowując, chciałbym zwrócić uwagę na pewne kwestie, które stoją u podstaw trudności związanych z pokojową integracją w życiu Kościoła starożytnego rytu. Fundamentalne przyczyny są zasadniczo dwie. Inne mają charakter praktyczny i właśnie dlatego możemy je pominąć, ponieważ z pewnością nie są istotne i znaczące. Pierwsza podstawowa przyczyna trudności wynika z braku, chociaż właściwiej byłoby powiedzieć z rzekomego braku posłuszeństwa wobec Soboru Watykańskiego II, który z pewnością chciał zreformować księgi liturgiczne. Druga przyczyna jest związana z niebezpieczeństwem zerwania jedności kościelnej z powodu różnicy pomiędzy dwiema formami rytu, co może również skutkować inną formą katechezy i duszpasterstwa.
- Jeśli chodzi o pierwszą trudność, należy pamiętać, że Sobór Watykański II z pewnością wezwał do rewizji ksiąg liturgicznych, ale ustalił także pewne podstawowe kryteria, w świetle których należy dokonać oceny owej rewizji, a przede wszystkim sposobów celebracji w okresie posoborowym. W przeciwnym razie nie sprzeciwiając się świętemu Piusowi V, jesteśmy nieposłuszni względem Soboru Watykańskiego II! Kryteria są sformułowane w numerach 34 i 36 Sacrosanctum Concilium. Sobór nie uchylił poprzednich ksiąg, ale wezwał do ich odnowienia i przejrzenia.
– Drugą trudnością miałoby być istnienie dwóch różnych form rytu, które skutkowałyby naruszeniem jedności Kościoła, jedności liturgicznej i duszpasterskiej. Musimy w tym miejscu rozróżnić, jak sądzę, aspekt teologiczny i aspekt praktyczny. Z teologicznego punktu widzenia wiadomo, że w Kościele zawsze istniały różne formy rytu łacińskiego i że w przeważającej liczbie zostały one zarzucone z powodu ujednolicania się kultur cywilnych, świeckich i europejskich. Jednak do Soboru Watykańskiego II, obok rytu rzymskiego, w ramach obrządku łacińskiego istniał ryt ambrozjański, ryt mozarabski czyli z Toledo, z Braga (Portugalia) i różne warianty rytu rzymskiego: ryt dominikański, ryt karmelitański, ryt kartuski. Nikt nigdy nie dziwił się tym różnicom. Nikt nie uznawał za gorszący udział w rycie dominikańskim, który stanowi wariant rytu rzymskiego św. Piusa V.
To, czego jak sądzę, należy unikać to osądzania dwóch form: zwyczajnej i nadzwyczajnej na podstawie ich cech zewnętrznych. Opinia publiczna uważa za istotne dla nowej liturgii: celebrację w języku ojczystym, a nie w języku łacińskim, z którego jak mówią: „niczego nie rozumiemy”; zwrócenie się kapłana ku wiernym; pozostawienie pewnej przestrzeni dla swobodnej twórczości celebrującego kapłana oraz świeckich, którzy uczestniczą w celebracji, tak, aby mogli poruszać się wokół ołtarza i współuczestniczyć poprzez krótkie lub dłuższe refleksje. W klasycznej liturgii rzymskiej, wręcz przeciwnie, uznano za istotne, aby sprawowano ją po łacinie, aby celebrans był zwrócony do ołtarza (coram Deo), aby wreszcie wierni uczestniczyli w niej w ciszy. Nie oznacza to, że wierni w ogóle nie uczestniczyli w liturgii; lecz że uczestniczyli, ale przez milczenie, a nie jak to proponuje i o co zabiega reforma Pawła VI poprzez bardziej aktywną i widoczną rolę. Zatem różnica między widzialnym i niewidzialnym, między ciszą, a zewnętrzną aktywnością jest fenomenologicznie wyczuwalna. Istnieje zatem różnica. Pytanie brzmi, czy to zasadnicza różnica?
Dla niektórych dwie formy liturgiczne wyrażają dwie z gruntu odmienne postawy, które inaczej rozumieją tak liturgię jak Kościół: Kościół hierarchiczny i Kościół Ludu Bożego. Niektórzy twierdzą: „przed Soborem Kościół był hierarchiczny i piramidalny, ale teraz jest wspólnotowy i ludowy, cały lud ma swoje miejsce”. Na to odpowiadamy: oczywiście, istnieją pewne uwypuklenia i inne podkreślenia. Ale wspólnota, o której mówi Sobór Watykański II, Kościół jako wspólnota, jest communio hierarchica, wspólnotą hierarchiczną! Tak więc także przed Vaticanum II lud Boży, świeccy nie byli uważani za kogoś, kto godzien jest zasadniczo mniejszego szacunku niż kapłan.
9. Pomimo wszystko punkt widzenia, który uważa, że w liturgii aspekt fenomenologiczny, empiryczny jest podstawowy, nie jest głównym punktem widzenia. Kontrasty, które wyłoniły się z rzeczywistości, nie biorą się z Soboru. Chcę to podkreślić. W Sacrosanctum Concilium jest powiedziane, że łacina musi być zachowana z zapewnieniem szerokiej przestrzeni dla języków narodowych. Postuluje się mimo to, że łacina powinna być zachowana. Czy zatem jesteśmy naprawdę posłuszni Soborowi powodując niemalże całkowity zanik łaciny?
Jeśli chodzi o udział osób świeckich, Sobór potwierdza, że liturgia powinna być zasadniczo troską całego mistycznego ciała, głowy i członków, co w konsekwencji niesie ze sobą wspólnotowe uczestnictwo actuosa participatio, czynny udział wiernych. Ale tekst stwierdza precyzyjnie: „w odprawianiu liturgii każdy spełniający swą funkcję, czy to duchowny, czy świecki, powinien czynić tylko to i wszystko to, co należy do niego z natury rzeczy i na mocy przepisów liturgicznych” (SC 28).
Na koniec chciałbym potwierdzić, że nie chodzi tutaj o zredukowanie zasad i kryteriów soborowej Konstytucji o liturgii Sacrosanctum Concilium, lecz faktycznie o podjęcie na nowo i zastosowanie ich również do celebracji w zwyczajnej formie. Z pewnością pozostaną akcenty, uwypuklenia duchowe i teologiczne, które będą różnić się w zależności od obu postaci jednego rytu rzymskiego, ale nie jako dwa przeciwstawne sposoby bycia katolikiem lub celebrowania chwały i ofiary Pana, ale raczej jako wspólne dziedzictwo, choć z różnymi wyakcentowaniami tej samej wiara.
Dzisiaj, w sposób szczególny, powiedziałbym, w obliczu nadużyć i błędów, które szpecą liturgię, jakiej pragnął Paweł VI, jakiej pragnął Sobór, i które często są objawem kryzysu wiary, który zaciemnia nadprzyrodzony wymiar chrześcijańskiej egzystencji i misterium samego Kościoła, powinniśmy być wdzięczni, że Motu Proprio Summorum Pontificum i związana z nim Instrukcja Universae Ecclesiae przywróciły starożytną formę liturgii Kościoła do życia w Kościele jako dar służący wzmocnieniu całego ciała Chrystusa, którego wszyscy jesteśmy członkami i sługami w sposób właściwy dla każdego z nas.
Dziękuję za uwagę.
ks. abp Guido Pozzo
Arcybiskup tytularny Bagnoregio
Sekretarz Papieskiej Komisji Ecclesia Dei