Kazanie o. Wojciecha Gołaskiego OP podczas Mszy świętej solennej w rycie dominikańskim, celebrowanej w uroczystość św. Jacka Odrowąża, patrona polskiej prowincji Zakonu Braci Kaznodziejów, na warsztatach liturgii tradycyjnej Ars Celebrandi w Licheniu.
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen. Bracia i siostry! Wielu z nas wie, ale przypomnę. Gdy święty Jacek apostołował w Kijowie i podeszły pod miasto wojska tatarskie, siejąc pożogę i śmierć, uciekając przed nimi, wziął Jacek Najświętszy Sakrament w monstrancji; i gdy już miał wybiec z kościoła, a głosy Tatarów się przybliżały, usłyszał głos od strony, gdzie stała figura Matki Bożej z Dzieciątkiem: „A mnie tutaj chcesz zostawić?” I cofnął się jeszcze pomimo narastających odgłosów hordy i oprócz monstrancji z Najświętszym Sakramentem zabrał figurę Matki Bożej. Od tamtej pory w taki sposób jest przedstawiany: z Najświętszym Sakramentem w jednej ręce i figurą Matki Bożej z Dzieciątkiem Jezus w drugiej. Lecz czekała go jeszcze poważna przeszkoda na drodze ucieczki, a był nią szeroki, wezbrany Dniepr. I jeśli miał ujść cało, musiał ten Dniepr pokonać. Wówczas — wielu z nas to słyszało, bo jest to jedna z takich rzeczy, z których święty Jacek jest najbardziej znany — rzucił na rzeczne fale kapę, czyli część zakonnego habitu, która ma postać dużego czarnego płaszcza. Gdy dominikanie mówią kazania, często mają ją na sobie. Następnie wszedł na tę kapę i, stojąc na niej, pokonał wezbrany Dniepr, uchodząc z rąk Tatarów.
Mały mielibyśmy pożytek z tego, gdybyśmy nie byli świadomi znaczenia tych wydarzeń i podań. Tak, jak wczoraj mówił w kazaniu nasz kapelan, ksiądz Paweł: Nie pozostawajmy na powierzchni znaków. Jeżeli trafił nam w ręce dar, jakim są święte znaki, czytajmy je, gdyż wówczas cała ich zawartość zacznie nas karmić. Zacznie do nas docierać. Nie tak, jakby ktoś dostał książkę, przyglądał się literom jak małym czarnym wzorkom, doszedł do końca — ale nie zaczął ich czytać! Może być nawet tymi znaczkami zachwycony, ale do jego umysłu nie trafi treść książki. Nie bądźmy do kogoś takiego podobni.
Takim znakim może stać się dla nas Jackowa kapa. Może nam ona posłużyć jako obraz wszystkiego, z czym tu mamy do czynienia podczas odprawiania liturgii — wszystkich rytów i obrzędów, których się tutaj w trudzie uczymy. Kapa jest obrazem tego wszystkiego. Bo gdy wykonujemy liturgiczne gesty lub patrzymy na nie, wówczas dotykamy kapy, a nawet więcej — wchodzimy na nią po to, żeby przejść poprzez fale. Pomagają nam to zrozumieć dwa miejsca z Ewangelii: Pierwsze, gdy apostołowie przeprawiali się przez morze i przyszedł do nich Zbawiciel, krocząc po falach; szedł do Jezusa po falach także Piotr, a gdy zaczął tonąć, Jezus podniósł go z topieli. I drugie miejsce: kobieta cierpiąca na krwotok, która mówiła do siebie, idąc w tłumie ludzi za Jezusem: „Choćbym się Jego płaszcza dotknęła, będę uzdrowiona”. Kapa świętego Jacka, liturgiczne gesty i oba wspomniane miejsca z Ewangelii mówią o tym samym. To jest nasza sytuacja, o ile zrozumiemy znaki. „Choćbym się tego płaszcza dotknął, choćbym jeden znak odczytał, będę uzdrowiony”. Przebrnę poprzez fale, które same z siebie nie dają podpory. Dlatego, że woda, która się znajdowała pod stopami Jezusa, a chwilę później pod stopami świętego Piotra, służy jako znak tego doczesnego świata. On w swojej najgłębszej naturze także jest czymś płynnym, czymś, co płynie, przemija. I co za tym idzie, nie daje oparcia. Nie daje oparcia takiego, jakiego trzeba, gdy musimy ujść z rąk nieprzyjaciela. Już nie są nim dzicy Tatarzy, ale wróg, który czyha na naszą duszę i jest w ciągłej bojowej gotowości. Dlatego potrzebujemy Jackowej kapy — szaty świętych znaków, wskazujących na obecność Jezusa. Potrzebujemy przykładu świętego Jacka i przykładu kobiety, wierzącej w uzdrowienie przez samo dotknięcie szaty. Potrzebujemy zatem liturgii bogatej w znaki, właśnie tej, którą teraz odprawiamy. Lecz w równym stopniu potrzebujemy czytania tych znaków, rozumienia ich. Nie przeczytamy tego od razu wszystkiego, za jednym zamachem, lecz istotne i ważne jest to, by w ogóle zacząć lekturę. Inaczej pozostaniemy po tej stronie Dniepru, gdzie jest wróg, i nie będzie ucieczki ani ratunku. Bo nie weszliśmy na kapę — nie zaczęliśmy czytać znaków.
Już za niecały rok będzie jubileusz osiemsetlecia powstania zakonu dominikanów. Mam wewnętrzne przekonanie, że nasza uroczysta Msza w rycie dominikańskim jest częścią tych obchodów. I choć nie ma jej na oficjalnej liście wydarzeń, lecz realnie ona tam jest. I jest powodem do radości dla świętego Jacka. Wyznam, że dla mnie też. Z tej radości wypływa moja serdeczna zachęta. Zachęta serca rozradowanego, że są te warsztaty, że są Msze w rycie dominikańskim. Kieruję ją do siebie samego i do nas wszystkich: Niech się rozpocznie, niech trwa lektura — uważna, serdeczna, nie z zimnym ani letnim, lecz z gorącym sercem, lektura świętych znaków. Bo wtedy zacznie się także karmienie serca. I wtedy zacznie rosnąć nasza zdolność do oparcia się wrogom i do pokonania kolejnego etapu życia. Sama tylko zewnętrzna postać znaku nie pomoże. Czerpmy z ich głębi! W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen.
Foto: Krzysztof Ziętarski
Więcej zdjęć ze Mszy św. solennej w rycie dominikańskim oraz drugie kazanie o św. Jacku: „Człowiek ma się ubrudzić świętością”, wygłoszone tego samego dnia przez ks. Bartosza Gajerskiego OPs na Mszy św. śpiewanej w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, można znaleźć na portalu Ryt dominikański. Portal ten jest jednym z patronów medialnych warsztatów Ars Celebrandi. Zawiera on kompleksowe informacje o rycie dominikańskim oraz relacje i galerie z innych celebracji.