Kazanie ks. Radosława Pleskota podczas Mszy świętej solennej, celebrowanej we wspomnienie św. Bernarda z Clairvaux, Doktora Kościoła, na warsztatach liturgii tradycyjnej Ars Celebrandi w Licheniu w dniu 20 sierpnia 2015 r.
Wspominamy dzisiaj w liturgii św. Bernarda z Clairvaux — opata, cystersa, doktora Kościoła, wielką postać czasów średniowiecza. Święty Bernard żył w czasie poważnego kryzysu Kościoła w Europie. Był to czas, gdy reforma kluniacka nie miał takiego oddziaływania na Europę jak w poprzednich wiekach. Życie monastyczne ulegało erozji z powodu wzbogacenia się klasztorów, beneficjów i przywilejów. Papież Grzegorz VII w X wieku również próbował reformować Kościół, jego działania znamy z historii jako reformę gregoriańską. Gdy i ta reforma straciła swój imperium, Pan Bóg posyła na przełomie XI i XII wieku do Europy tego arystokratę urodzonego we Francji, pochodzącego z rodu rycerskiego, który w wieku dwudziestu lat wstępuje do wówczas już zreformowanego klasztoru benedyktynów, a który od nazwy miejsca — Citeaux — da nazwę nowemu zakonowi: cystersów. Już po trzech latach od wstąpienia do klasztoru zostaje mianowany opatem nowo powstającego klasztoru w Dolinie Piołunu, która później ze względu na obecność cystersów otrzyma nazwę Jasna Dolina: Clara Vallis, czyli po francusku Clairvaux.
Święty Bernard ze smutkiem diagnozował obserwowany przez siebie kryzys w Kościele, podobnie jak my dzisiaj ze smutkiem obserwujemy kryzys, kto wie, czy nie poważniejszy. Kryzys, który dotyka Kościoła na wszystkich jego szczeblach, także kryzys życia monastycznego. Odpowiedzią na ten kryzys miało być między innymi powstanie zakonu cystersów, który dzięki osobie św. Bernarda jeszcze bardziej zwrócił się ku pierwotnym ideałom św. Benedykta, ku pewnej surowości zakonnej, skromności, prostocie. Co ciekawe dla muzyków (sam jestem muzykiem), cystersi uprościli chorał gregoriański w stosunku do tego, co śpiewali benedyktyni: odcięli melizmaty i śpiewali prostszy chorał, by w ten sposób dać wyraz większej prostoty życia i liturgii.
Święty Bernard z Clairvaux z wielkim zapałem podjął się reformowania Kościoła. I my dzisiaj wiemy, że Kościół reformuje się bardzo aktywnie od kilkudziesięciu lat, ale też dostrzegamy za papieżem Benedyktem XVI, że Kościół potrzebuje prawdziwej reformy, prawdziwej odnowy. Takiej, jakiej doświadczał za życia św. Bernarda. Można więc powiedzieć, że przed nami stoi to samo zadanie co przed św. Bernardem. Podjął się on reformy Kościoła i odpowiedział na wezwanie Pana Boga w sposób, który dzisiaj Pan Bóg daje nam przez swoje słowo. Dzisiaj Pan Jezus mówi do nas, że my jesteśmy solą ziemi i światłością świata. Nie bez powodu ten właśnie fragment Ewangelii jest wybrany na dzień wspomnienia św. Bernarda; był on dla współczesnych solą ziemi. Rozsiewał on tę sól po całej Europie i nadawał smak życiu politycznemu, duchowemu i monastycznemu, całemu życiu kościelnemu, i świecił jak światło w ciemnościach, którego nie stawiano pod korcem.
Można zapytać w takim razie: Jak dzisiaj być solą ziemi? W jaki sposób być światłem dla świata? Postać św. Bernarda, jego dzieło i całe jego życie przychodzą nam z pomocą. Jak stawać się tym światłem, jak stawać się tą solą, która nada smak Kościołowi naszych czasów? Święty Bernard daje nam pewne konkretne wskazówki. Pierwszą z nich jest ta, o której już wspomniałem. Pan Bóg oczekuje od nas, że nasze życie będzie surowe i skromne. Takie było życie św. Bernarda, takie było życie cystersów przez wiele wieków. W końcu i cystersi nie ustrzegli się przed pokusą obrastania w tytuły, zaszczyty, nadania, beneficja, które ostatecznie im także zaszkodziły, ale w tamtym czasie św. Bernard podkreślał to bardzo mocno. Surowość życia, skromność, prostota. Rada św. Bernarda powinna więc w naszym życiu przejawiać się w poprzestawaniu na tym co konieczne, na tym co wystarczające; nieszukaniu zbytku, przyjemności na każdym kroku, a raczej przede wszystkim na szukaniu chwały Boga. Powinna się przejawiać choćby w tym, żeby nie bać się postów, które dzisiaj są niepopularne, nie bać się umartwień. Jest to pierwsza z tych konkretnych wskazówek św. Bernarda, jak stawać się dla świata solą i światłem.
Dalej — św. Bernard (co wynika bardziej z jego życia niż pism) był człowiekiem zaprowadzającym pokój. Żył w czasach, gdy Kościół doświadczał schizmy, ponieważ był w tym czasie papież i antypapież, Europą targały wojny, konflikty o beneficja, o inwestyturę, konflikty między biskupami a możnowładcami i książętami. Święty Bernard, mimo że tak ukochał życie kontemplacyjne, życie w ciszy, w prostocie, na modlitwie, czuł się przez Pana Boga wezwany do mediowania w tych wszystkich sprawach i historiografia przyznaje, że robił to doskonale. Nazywany był przez współczesnych nie koronowanym królem Europy i wszędzie, gdzie się pojawiał, zaprowadzał pokój. Jest to dla nas szczególne wezwanie, aby tam gdzie jesteśmy, w naszych środowiskach, i tutaj na Ars Celebrandi zaprowadzać pokój. Warto zapytać siebie samego, czy my często, zamiast zaprowadzać pokój, który przecież płynie do nas od ołtarza Chrystusowego, (pax Domini sit semper vobiscum), nie wywołujemy raczej konfliktów? Czy nie lubujemy się w sytuacjach, w których nie ma pokoju? Wywołujemy nawet te konflikty w dobrej wierze, w słusznej sprawie. Warto zajrzeć w swoje serce, zrobić sobie rachunek sumienia, czy wprowadzamy pokój, czy raczej oceniamy ludzi i osądzamy, powodując konflikty. Czy nie obmawiamy zbyt często ludzi, o których wiemy, że przyczyniają się do kryzysu Kościoła, tych, którzy dokładają kolejne cegiełki? Widzimy to w naszych parafiach, w naszych środowiskach. Czy staramy się te jątrzące rany zalewać oliwą i winem, czy też jesteśmy tymi, którzy sypią sól na rany, bynajmniej nie ta sól, o której dziś mówi Pan Jezus — i zamiast zaprowadzać pokój, podsypujemy konflikty? Czy nie wywołujemy ich przez nasze wywyższanie się, traktowanie siebie jako lepszych? Mamy oczywiste pewną wizję Kościoła, walczymy o prawdziwą liturgię, prawdziwą „katolickość” we wszystkich sferach życia kościelnego. Jednak czy tę prawdę, którą poznaliśmy, którą przemodliliśmy, umiemy wprowadzać w sposób pełen miłości, pokoju, czy raczej wywołujemy konflikty? Czy nie uprawiamy krytykanctwa na każdym kroku, wywołując konflikty na parafiach, we wspólnotach ministranckich, wspólnotach, do których należymy? Warto te pytania sobie zadać, ponieważ św. Bernard, dzisiejszy patron, był człowiekiem, który nie wywoływał konfliktów. Mówił rzeczy bardzo kontrowersyjne, np. wtedy gdy nakazywał surowo traktować niewiernych, pogan, przez to, jak to argumentował. Są to rzeczy kontrowersyjne, ale robił to wszystko w sposób pełen pokoju, miłości.
Trzecią wskazówką z życia św. Bernarda, szczególnie z jego pism, jest wezwanie do praktykowania w życiu pokory — najważniejszej cnoty chrześcijańskiej, zwanej koroną cnót. Pokora jest według niego uznaniem i zgodą na prawdę o nas samych oraz o rzeczywistości, o Panu Bogu i świecie stworzonym. Pysznym jest ten, kto nie chce się zgodzić, że jest stworzeniem, nie chce się zgodzić na swoje miejsce w świecie, na swoje miejsce w Kościele. Pysznym jest ten, kto próbuje wszystkich innych dookoła pouczać, nawet jeśli wie, że ma rację, ale Pan Bóg postawił go w takim miejscu w Kościele, że nie jest to jego zadaniem. Pysznym będzie ten, kto nie potrafi zaakceptować swoich słabości, w ogóle ich nie dostrzega, udaje, że ich nie ma, zatem wcale nad nimi nie pracuje. Warto poszukać sobie pism św. Bernarda, gdzie przeczytamy na temat szczebli pokory, na które można się wspinać, oraz schodów prowadzących w dół, szczebli pychy, które wiodą do zatracenia, do stania się — jak pisze św. Bernard — żywym trupem. A każdemu z nas to grozi, ponieważ zły duch nie śpi i każdego z nas kusi. Im bliżej zbliżamy się do tajemnic ołtarza, tym mocniej będzie nas kusił — o tym też św. Bernard pisał, warto mieć tego świadomość.
Ostatnią rzeczą zamykającą te wskazówki, jak być światłem dla świata, jak być solą dla Kościoła, jest ta, aby wszystko czynić z miłości. Święty Bernard na każdym kroku podkreślał, że miłość sama wystarcza. Pisał, że „poza sobą nie szuka dla siebie uzasadnienia ani żadnych korzyści. Korzyścią miłości jest samo miłowania”. Dodawał, że „miłuje dlatego, że miłuje; miłuje po to, aby miłować”. Znów można siebie zapytać, czy to, co robimy, nasza działalność, nasza tutaj obecność, nasze dążenie do naprawy Kościoła na wzór św. Bernarda, jego właściwego zreformowania, czy też zreformowania reformy, wypływa z miłości. Czy wypływa z rzeczywistej miłości Pana Boga i bliźniego? Że wypływa z miłości do Pana Boga, nie mam wątpliwości, ale czy w tym, co robimy, jest także miłość bliźniego? Łączy się to z tym, o czym mówiłem: z pokorą, z zaprowadzaniem pokoju. Czy wszystko, co robimy, jest z miłości? Bez miłości sól, którą jesteśmy lub którą chcemy się stać, szybko zwietrzeje. Bez miłości nasze światło, które ma świecić przed ludźmi, stanie się ciemnością. Amen.