Kaza­nie ks. Rado­sła­wa Ple­sko­ta pod­czas Mszy świę­tej solen­nej, cele­bro­wa­nej we wspo­mnie­nie św. Ber­nar­da z Cla­irvaux, Dok­to­ra Kościo­ła, na warsz­ta­tach litur­gii tra­dy­cyj­nej Ars Cele­bran­di w Liche­niu w dniu 20 sierp­nia 2015 r.

fot.Krzysztof Zietarski - www.krzysztofzietarski.plWspo­mi­na­my dzi­siaj w litur­gii św. Ber­nar­da z Cla­irvaux — opa­ta, cyster­sa, dok­to­ra Kościo­ła, wiel­ką postać cza­sów śre­dnio­wie­cza. Świę­ty Ber­nard żył w cza­sie poważ­ne­go kry­zy­su Kościo­ła w Euro­pie. Był to czas, gdy refor­ma klu­niac­ka nie miał takie­go oddzia­ły­wa­nia na Euro­pę jak w poprzed­nich wie­kach. Życie mona­stycz­ne ule­ga­ło ero­zji z powo­du wzbo­ga­ce­nia się klasz­to­rów, bene­fi­cjów i przy­wi­le­jów. Papież Grze­gorz VII w X wie­ku rów­nież pró­bo­wał refor­mo­wać Kościół, jego dzia­ła­nia zna­my z histo­rii jako refor­mę gre­go­riań­ską. Gdy i ta refor­ma stra­ci­ła swój impe­rium, Pan Bóg posy­ła na prze­ło­mie XIXII wie­ku do Euro­py tego ary­sto­kra­tę uro­dzo­ne­go we Fran­cji, pocho­dzą­ce­go z rodu rycer­skie­go, któ­ry w wie­ku dwu­dzie­stu lat wstę­pu­je do wów­czas już zre­for­mo­wa­ne­go klasz­to­ru bene­dyk­ty­nów, a któ­ry od nazwy miej­sca — Cite­aux — da nazwę nowe­mu zako­no­wi: cyster­sów. Już po trzech latach od wstą­pie­nia do klasz­to­ru zosta­je mia­no­wa­ny opa­tem nowo powsta­ją­ce­go klasz­to­ru w Doli­nie Pio­łu­nu, któ­ra póź­niej ze wzglę­du na obec­ność cyster­sów otrzy­ma nazwę Jasna Doli­na: Cla­ra Val­lis, czy­li po fran­cu­sku Clairvaux.
Świę­ty Ber­nard ze smut­kiem dia­gno­zo­wał obser­wo­wa­ny przez sie­bie kry­zys w Koście­le, podob­nie jak my dzi­siaj ze smut­kiem obser­wu­je­my kry­zys, kto wie, czy nie poważ­niej­szy. Kry­zys, któ­ry doty­ka Kościo­ła na wszyst­kich jego szcze­blach, tak­że kry­zys życia mona­stycz­ne­go. Odpo­wie­dzią na ten kry­zys mia­ło być mię­dzy inny­mi powsta­nie zako­nu cyster­sów, któ­ry dzię­ki oso­bie św. Ber­nar­da jesz­cze bar­dziej zwró­cił się ku pier­wot­nym ide­ałom św. Bene­dyk­ta, ku pew­nej suro­wo­ści zakon­nej, skrom­no­ści, pro­sto­cie. Co cie­ka­we dla muzy­ków (sam jestem muzy­kiem), cyster­si upro­ści­li cho­rał gre­go­riań­ski w sto­sun­ku do tego, co śpie­wa­li bene­dyk­ty­ni: odcię­li meli­zma­ty i śpie­wa­li prost­szy cho­rał, by w ten spo­sób dać wyraz więk­szej pro­sto­ty życia i liturgii.
Świę­ty Ber­nard z Cla­irvaux z wiel­kim zapa­łem pod­jął się refor­mo­wa­nia Kościo­ła. I my dzi­siaj wie­my, że Kościół refor­mu­je się bar­dzo aktyw­nie od kil­ku­dzie­się­ciu lat, ale też dostrze­ga­my za papie­żem Bene­dyk­tem XVI, że Kościół potrze­bu­je praw­dzi­wej refor­my, praw­dzi­wej odno­wy. Takiej, jakiej doświad­czał za życia św. Ber­nar­da. Moż­na więc powie­dzieć, że przed nami stoi to samo zada­nie co przed św. Ber­nar­dem. Pod­jął się on refor­my Kościo­ła i odpo­wie­dział na wezwa­nie Pana Boga w spo­sób, któ­ry dzi­siaj Pan Bóg daje nam przez swo­je sło­wo. Dzi­siaj Pan Jezus mówi do nas, że my jeste­śmy solą zie­mi i świa­tło­ścią świa­ta. Nie bez powo­du ten wła­śnie frag­ment Ewan­ge­lii jest wybra­ny na dzień wspo­mnie­nia św. Ber­nar­da; był on dla współ­cze­snych solą zie­mi. Roz­sie­wał on tę sól po całej Euro­pie i nada­wał smak życiu poli­tycz­ne­mu, ducho­we­mu i mona­stycz­ne­mu, całe­mu życiu kościel­ne­mu, i świe­cił jak świa­tło w ciem­no­ściach, któ­re­go nie sta­wia­no pod korcem.
Moż­na zapy­tać w takim razie: Jak dzi­siaj być solą zie­mi? W jaki spo­sób być świa­tłem dla świa­ta? Postać św. Ber­nar­da, jego dzie­ło i całe jego życie przy­cho­dzą nam z pomo­cą. Jak sta­wać się tym świa­tłem, jak sta­wać się tą solą, któ­ra nada smak Kościo­ło­wi naszych cza­sów? Świę­ty Ber­nard daje nam pew­ne kon­kret­ne wska­zów­ki. Pierw­szą z nich jest ta, o któ­rej już wspo­mnia­łem. Pan Bóg ocze­ku­je od nas, że nasze życie będzie suro­we i skrom­ne. Takie było życie św. Ber­nar­da, takie było życie cyster­sów przez wie­le wie­ków. W koń­cu i cyster­si nie ustrze­gli się przed poku­są obra­sta­nia w tytu­ły, zaszczy­ty, nada­nia, bene­fi­cja, któ­re osta­tecz­nie im tak­że zaszko­dzi­ły, ale w tam­tym cza­sie św. Ber­nard pod­kre­ślał to bar­dzo moc­no. Suro­wość życia, skrom­ność, pro­sto­ta. Rada św. Ber­nar­da powin­na więc w naszym życiu prze­ja­wiać się w poprze­sta­wa­niu na tym co koniecz­ne, na tym co wystar­cza­ją­ce; nie­szu­ka­niu zbyt­ku, przy­jem­no­ści na każ­dym kro­ku, a raczej przede wszyst­kim na szu­ka­niu chwa­ły Boga. Powin­na się prze­ja­wiać choć­by w tym, żeby nie bać się postów, któ­re dzi­siaj są nie­po­pu­lar­ne, nie bać się umar­twień. Jest to pierw­sza z tych kon­kret­nych wska­zó­wek św. Ber­nar­da, jak sta­wać się dla świa­ta solą i światłem.
Dalej — św. Ber­nard (co wyni­ka bar­dziej z jego życia niż pism) był czło­wie­kiem zapro­wa­dza­ją­cym pokój. Żył w cza­sach, gdy Kościół doświad­czał schi­zmy, ponie­waż był w tym cza­sie papież i anty­pa­pież, Euro­pą tar­ga­ły woj­ny, kon­flik­ty o bene­fi­cja, o inwe­sty­tu­rę, kon­flik­ty mię­dzy bisku­pa­mi a moż­no­wład­ca­mi i ksią­żę­ta­mi. Świę­ty Ber­nard, mimo że tak uko­chał życie kon­tem­pla­cyj­ne, życie w ciszy, w pro­sto­cie, na modli­twie, czuł się przez Pana Boga wezwa­ny do medio­wa­nia w tych wszyst­kich spra­wach i histo­rio­gra­fia przy­zna­je, że robił to dosko­na­le. Nazy­wa­ny był przez współ­cze­snych nie koro­no­wa­nym kró­lem Euro­py i wszę­dzie, gdzie się poja­wiał, zapro­wa­dzał pokój. Jest to dla nas szcze­gól­ne wezwa­nie, aby tam gdzie jeste­śmy, w naszych śro­do­wi­skach, i tutaj na Ars Cele­bran­di zapro­wa­dzać pokój. War­to zapy­tać sie­bie same­go, czy my czę­sto, zamiast zapro­wa­dzać pokój, któ­ry prze­cież pły­nie do nas od ołta­rza Chry­stu­so­we­go, (pax Domi­ni sit sem­per vobi­scum), nie wywo­łu­je­my raczej kon­flik­tów? Czy nie lubu­je­my się w sytu­acjach, w któ­rych nie ma poko­ju? Wywo­łu­je­my nawet te kon­flik­ty w dobrej wie­rze, w słusz­nej spra­wie. War­to zaj­rzeć w swo­je ser­ce, zro­bić sobie rachu­nek sumie­nia, czy wpro­wa­dza­my pokój, czy raczej oce­nia­my ludzi i osą­dza­my, powo­du­jąc kon­flik­ty. Czy nie obma­wia­my zbyt czę­sto ludzi, o któ­rych wie­my, że przy­czy­nia­ją się do kry­zy­su Kościo­ła, tych, któ­rzy dokła­da­ją kolej­ne cegieł­ki? Widzi­my to w naszych para­fiach, w naszych śro­do­wi­skach. Czy sta­ra­my się te jątrzą­ce rany zale­wać oli­wą i winem, czy też jeste­śmy tymi, któ­rzy sypią sól na rany, bynaj­mniej nie ta sól, o któ­rej dziś mówi Pan Jezus — i zamiast zapro­wa­dzać pokój, pod­sy­pu­je­my kon­flik­ty? Czy nie wywo­łu­je­my ich przez nasze wywyż­sza­nie się, trak­to­wa­nie sie­bie jako lep­szych? Mamy oczy­wi­ste pew­ną wizję Kościo­ła, wal­czy­my o praw­dzi­wą litur­gię, praw­dzi­wą „kato­lic­kość” we wszyst­kich sfe­rach życia kościel­ne­go. Jed­nak czy tę praw­dę, któ­rą pozna­li­śmy, któ­rą prze­mo­dli­li­śmy, umie­my wpro­wa­dzać w spo­sób pełen miło­ści, poko­ju, czy raczej wywo­łu­je­my kon­flik­ty? Czy nie upra­wia­my kry­ty­kanc­twa na każ­dym kro­ku, wywo­łu­jąc kon­flik­ty na para­fiach, we wspól­no­tach mini­stranc­kich, wspól­no­tach, do któ­rych nale­ży­my? War­to te pyta­nia sobie zadać, ponie­waż św. Ber­nard, dzi­siej­szy patron, był czło­wie­kiem, któ­ry nie wywo­ły­wał kon­flik­tów. Mówił rze­czy bar­dzo kon­tro­wer­syj­ne, np. wte­dy gdy naka­zy­wał suro­wo trak­to­wać nie­wier­nych, pogan, przez to, jak to argu­men­to­wał. Są to rze­czy kon­tro­wer­syj­ne, ale robił to wszyst­ko w spo­sób pełen poko­ju, miłości.
Trze­cią wska­zów­ką z życia św. Ber­nar­da, szcze­gól­nie z jego pism, jest wezwa­nie do prak­ty­ko­wa­nia w życiu poko­ry — naj­waż­niej­szej cno­ty chrze­ści­jań­skiej, zwa­nej koro­ną cnót. Poko­ra jest według nie­go uzna­niem i zgo­dą na praw­dę o nas samych oraz o rze­czy­wi­sto­ści, o Panu Bogu i świe­cie stwo­rzo­nym. Pysz­nym jest ten, kto nie chce się zgo­dzić, że jest stwo­rze­niem, nie chce się zgo­dzić na swo­je miej­sce w świe­cie, na swo­je miej­sce w Koście­le. Pysz­nym jest ten, kto pró­bu­je wszyst­kich innych dooko­ła pouczać, nawet jeśli wie, że ma rację, ale Pan Bóg posta­wił go w takim miej­scu w Koście­le, że nie jest to jego zada­niem. Pysz­nym będzie ten, kto nie potra­fi zaak­cep­to­wać swo­ich sła­bo­ści, w ogó­le ich nie dostrze­ga, uda­je, że ich nie ma, zatem wca­le nad nimi nie pra­cu­je. War­to poszu­kać sobie pism św. Ber­nar­da, gdzie prze­czy­ta­my na temat szcze­bli poko­ry, na któ­re moż­na się wspi­nać, oraz scho­dów pro­wa­dzą­cych w dół, szcze­bli pychy, któ­re wio­dą do zatra­ce­nia, do sta­nia się — jak pisze św. Ber­nard — żywym tru­pem. A każ­de­mu z nas to gro­zi, ponie­waż zły duch nie śpi i każ­de­go z nas kusi. Im bli­żej zbli­ża­my się do tajem­nic ołta­rza, tym moc­niej będzie nas kusił — o tym też św. Ber­nard pisał, war­to mieć tego świadomość.
Ostat­nią rze­czą zamy­ka­ją­cą te wska­zów­ki, jak być świa­tłem dla świa­ta, jak być solą dla Kościo­ła, jest ta, aby wszyst­ko czy­nić z miło­ści. Świę­ty Ber­nard na każ­dym kro­ku pod­kre­ślał, że miłość sama wystar­cza. Pisał, że „poza sobą nie szu­ka dla sie­bie uza­sad­nie­nia ani żad­nych korzy­ści. Korzy­ścią miło­ści jest samo miło­wa­nia”. Doda­wał, że „miłu­je dla­te­go, że miłu­je; miłu­je po to, aby miło­wać”. Znów moż­na sie­bie zapy­tać, czy to, co robi­my, nasza dzia­łal­ność, nasza tutaj obec­ność, nasze dąże­nie do napra­wy Kościo­ła na wzór św. Ber­nar­da, jego wła­ści­we­go zre­for­mo­wa­nia, czy też zre­for­mo­wa­nia refor­my, wypły­wa z miło­ści. Czy wypły­wa z rze­czy­wi­stej miło­ści Pana Boga i bliź­nie­go? Że wypły­wa z miło­ści do Pana Boga, nie mam wąt­pli­wo­ści, ale czy w tym, co robi­my, jest tak­że miłość bliź­nie­go? Łączy się to z tym, o czym mówi­łem: z poko­rą, z zapro­wa­dza­niem poko­ju. Czy wszyst­ko, co robi­my, jest z miło­ści? Bez miło­ści sól, któ­rą jeste­śmy lub któ­rą chce­my się stać, szyb­ko zwie­trze­je. Bez miło­ści nasze świa­tło, któ­re ma świe­cić przed ludź­mi, sta­nie się ciem­no­ścią. Amen.

Kategorie: Kazania