Kazanie ks. Bartosza Gajerskiego podczas Mszy świętej solennej, celebrowanej w dniu 22 sierpnia 2015 r. na warsztatach Ars Celebrandi w Licheniu.
W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen. Pięknie mówił o wartości czystości i celibatu w życiu kapłana. Był młodym człowiekiem, bardzo energicznym. Wydawało się, że jest zakochany w Bogu. Świetny duszpasterz. Zaanfgażowany w pracę z młodzieżą, bardzo otwarty, bardzo dobry. Wydawało się, że doskonale realizuje charyzmaty, które Bóg mu dał. Tak pięknie mówił o swojej wierze. Doskonale pamiętam jego kazania. Był jednym z pierwszych kapłanów, których spotkałem na swojej drodze życia, już po wstąpieniu do seminarium. Nagle przychodzi wiadomość, że dłuższego czasu żyje z kobietą i razem z nią odchodzi z kapłaństwa. Pięknie mówił, pięknie uczył, ale niepięknie żył. Nie mówię tego, by kogokolwiek gorszyć. Takie historie znamy, one nie są tajne. Nie idzie tutaj o to, aby oceniać życie tego człowieka, które — jak potem się okazało — było niezwykle trudne i skomplikowane. Nie idzie o to, by krytykować, ale o to, by sobie głęboko wewnętrznie uświadomić tę prawdę, że to, co wyrażam ustami i ciałem, najpierw musi być przyjęte umysłem i sercem; że żadna celebra, żadne kazanie, żadna modlitwa, żadne szaty, gesty i postawy nie zbawiają nas automatycznie. Chodzi tu o to, o czym wczoraj mówił też kaznodzieja podczas apelu maryjnego w bazylice licheńskiej: to nie same celebracje liturgiczne nas zbawiają, lecz ten, który przez nie działa a którego czcimy – Jezus Chrystus, który przez nie przemienia nasze myślenie. Siostry i bracia, niech Niepokalane Serce Maryi, które dzisiaj czcimy, wstawia się za nami, abyśmy tak samo byli niepokalani, byśmy najpierw zmieniali nasz sposób patrzenia na świat, system wartości. Żeby nie było tak, że chodzimy do kościoła na potężne celebracje, szczycimy się, jakimi to katolikami jesteśmy w zewnętrznych formach, a potem, po powrocie do swoich mieszkań, pokojów, miejsc pracy czy odpoczynku, żyjemy tak, jakbyśmy zapomnieli o tym, co tutaj się działo, o uwielbieniu Boga w swoim codziennym życiu. To jest ogromne zagrożenie dla nas, katolików, którzy uczestniczą właśnie w nadzwyczajnej formie liturgii rzymskiej — zachwycanie się pięknem celebracji, a pozostawienie na boku piękna swojego życia. Mówienie tylko o zewnętrznym pięknie i splendorze liturgii, bez oczyszczenia świątyni swego własnego życia, by była piękna dla Boga. Tak to nie może wyglądać. Musimy zmieniać swoje życie, dostosowywać je do Bożych tajemnic przeżywanych w liturgii. Piękno Boga ma stać się pięknem naszej duszy. Świętość Boga — świętością naszej duszy. Miłość, którą Kościół Bogu okazuje poprzez gesty i szaty — naszą miłością w postępowaniu. Inaczej popadamy w pusty rytualizm, w pustkę, która jest ładna, ale jest teatrem. Siostry i bracia, w obrzędzie święceń są piękne słowa, które teraz sparafrazuję: Czego uczysz, w to wierz. Żyj tym. Nie mów niczego, w co nie wierzysz — mówi Kościół do nowo wyświęcanych. Najpierw to przyjmij umysłem i sercem. Jest to bardzo trudne. Jako ojciec czy matka najpierw zmień swoje życie, aby zmienić życie rodziny. Jako kapłan zmień swoje życie, aby głoszone z Twoich ust prawdy były wiarygodne. Ten kapłan, o którym mówiłem przed chwilą, mówił prawdę. Czystość i celibat w życiu duchownego są niezwykle ważne, ale zabrakło u niego świadectwa własnego postępowania. Dzisiaj Maryja jakby pyta każdego z nas: Dzieci! Co robicie ze swoim życiem po wyjściu z kościoła? Jak żyjecie? W każdej zwykłej godzinie, jaka jest choćby wasza mowa? Wulgarna? Krzywdząca? Złorzecząca? Jakie są wasze intencje i cele? Czy przemieniacie się w myśleniu i postępowaniu? Czy szukacie chwały mojego Syna, czy próżnej chwały dla siebie, by szczycić się tym, że przyjechaliście na Ars Celebrandi i bierzecie udział w takim wydarzeniu? Czego szukacie? Czego naprawdę chcecie? Możemy oszukiwać siebie samych, możemy oszukiwać innych, ale przed Bogiem trzeba stanąć w prawdzie, bo on wie wszystko. Trzeba siebie zapytać, czy w ciągu tego tygodnia, który dobiega końca, rzeczywiście byliśmy dobrymi katolikami w słowie i czynie. Czy w niczym tego Niepokalanego Serca Maryi nie zasmuciliśmy? Czy inni ludzie, będąc tu w sanktuarium, na świętej ziemi, widząc nasze postawy i zachowanie, mogli odnaleźć Boga, czy też patrzyli ze zgorszeniem i zszokowaniem? Biję się w piersi, bo ja jako kapłan pierwszy mam po tym tygodniu wiele do poprawy, wiele do zmiany, bo potraktowałem to miejsce jako miejsce wypoczynku i swobody, i na zbyt wiele sobie pozwalałem. Zasmuciłem serce Matki, za co dziś jest czas przepraszać. Siostry i bracia, religijność czysta i bez skazy to nasz cel. Przyoblec się w Chrystusa, to nasze zadanie. Widzicie na mojej albie pięć znaków, tzw. parur. Nie są to tylko ozdoby. Symbolizują one pięć ran Chrystusa — rąk, nóg i głowy. Kapłan przyobleka się w Chrystusa na czas liturgii. Jego rany stają się ranami kapłana, bo w nich jest uzdrowienie. Tak samo każdy z nas winien się przyoblec w Chrystusa. Nie mieć swojego myślenia, ale myślenie Boże. Nie uważać, że to co robię, nie jest grzechem, ale zapytać Boga, co On uważa. Czy to, co robię, jest złe czy dobre? Co Ty, Boże, myślisz o moim postępowaniu? Jak przez ten tydzień zachowywałem się w Twoich oczach, nie moich, nie kolegi, nie osób trzecich, lecz Twoich? Zadajmy sobie dzisiaj to pytanie, bo to najlepszy dzień na głęboki rachunek sumienia z całego tego tygodnia, a po tym, żeby się na tym nie zatrzymać, na poprawę. Po to, aby serca Matki niczym więcej nie zasmucać. Prośmy dzisiaj o to dla nas wszystkich i módlmy się, aby to Niepokalane Serce wyprosiło nam łaskę nawrócenia, szczerej poprawy i prawdziwej pokuty za grzechy. Amen.