Jezus Chry­stus Boży Syn Zba­wi­ciel, Oso­ba Trój­cy Prze­naj­święt­szej. Jemu poświę­ci­li­śmy nasze pierw­sze roz­wa­ża­nie. Dzi­siaj nie­co słów kon­ty­nu­acji wczo­raj­sze­go roz­wa­ża­nia o Jego Koście­le „tu i teraz”. Mówi­my o „Jego Koście­le”, bo to Jego Kościół, nie nasz. Kto dziś gło­si hasło „Chry­stus tak, Kościół nie”, ten nie wie, o czym mówi. Jeste­śmy Jego Mistycz­nym Cia­łem a On naszą Gło­wą i Paste­rzem. Rze­czy­wi­stość Kościo­ła opo­wia­da nam Vati­ca­num II w kon­sty­tu­cji dogma­tycz­nej o Koście­le, szcze­gól­nie w p. 8, a dopo­wia­da w p. 17 dekla­ra­cja „Domi­nus Jesus” z 2000 roku. Mówi ona: „Ist­nie­je zatem jeden Kościół Chry­stu­so­wy, któ­ry trwa w Koście­le kato­lic­kim rzą­dzo­nym przez Następ­cę Pio­tra i przez bisku­pów w łącz­no­ści z nim […] Nie wol­no więc wier­nym uwa­żać, że Kościół Chry­stu­so­wy jest zbio­rem — wpraw­dzie zróż­ni­co­wa­nym, ale zara­zem w jakiś spo­sób zjed­no­czo­nym — Kościo­łów i Wspól­not ekle­zjal­nych. Nie mogą też mnie­mać, że Kościół Chry­stu­so­wy nie ist­nie­je już dziś w żad­nym miej­scu i dla­te­go winien być przed­mio­tem poszu­ki­wań pro­wa­dzo­nych przez wszyst­kie Kościo­ły i wspól­no­ty. W rze­czy­wi­sto­ści ele­men­ty tego Kościo­ła już nam dane­go ist­nie­ją łącz­nie i w całej peł­ni w Koście­le kato­lic­kim”, zaś moc środ­ków zba­wie­nia obec­na w Kościo­łach i Wspól­no­tach odłą­czo­nych „pocho­dzi z samej peł­ni laski i praw­dy powie­rzo­nej Kościo­ło­wi kato­lic­kie­mu”. Kościół, będą­cy sakra­men­tem zba­wie­nia moc­ny mocą sakra­men­tów, któ­re wypły­nę­ły z prze­bi­te­go boku Chry­stu­sa, posła­ny jest aby gło­sić orę­dzie zba­wie­nia czło­wie­ko­wi wszyst­kich cza­sów, tak­że ludziom XXI wie­ku. Mamy to czy­nić wier­ni takie­mu wła­śnie Kościo­ło­wi i wier­ni dok­try­nie wia­ry, któ­ra zosta­ła nam prze­ka­za­na. Dla­cze­go naj­waż­niej­sza jest wier­ność dok­try­nie? Z pro­ste­go powo­du. Ponie­waż chrze­ści­jań­stwo to nie zbiór prze­pi­sów rytu­al­nych, norm prze­gło­so­wa­nych wolą więk­szo­ści, albo mak­sym wydu­ma­nych przez jakie­goś guru. Nasza dok­try­na jest Oso­bą, a na imię jej — Jezus Chry­stus. Oso­by nie moż­na nie zauwa­żyć całej. Przy­po­mnij­my: „Tam gdzie gło­szo­ny jest [cały] Chry­stus, tam Kościół jest kato­lic­ki — kata cho­lon”. To zasa­da wyra­żo­na przez św. Igna­ce­go z Antio­chii. „Cały Chry­stus” i kato­lic­kość wza­jem­nie się warunkują.
Jak widzi „kato­lic­kość” Kościo­ła śp. kard. J. Meis­sner z Kolo­nii? W jego opi­nii „Wcie­le­nie Syna Boże­go przez Dzie­wi­cę Mary­ję mocą Ducha Świę­te­go, natchnie­nie Pisma Świę­te­go, rze­czy­wi­ste zmar­twych­wsta­nie Chry­stu­sa, real­na obec­ność Chry­stu­sa w Eucha­ry­stii — to są praw­dy wia­ry, któ­re się dzi­siaj w Koście­le dale­ko omi­ja. Ale w ten spo­sób, doda­je, nie moż­na ura­to­wać ani Kościo­ła ani świa­ta! Kościół musi wypeł­nić to, co sta­no­wi jego toż­sa­mość, tzn. gło­sić Chry­stu­sa i Jego Kró­le­stwo w spo­sób peł­ny, nie­za­fał­szo­wa­ny”. Powie­dzie­li­by­śmy za kla­sy­kiem: „oczy­wi­sta oczy­wi­stość”. Ale czy dla wszyst­kich? Jeśli uznać wspo­mnia­ne przez Kar­dy­na­ła omi­ja­nie prawd dogma­tycz­nych w pew­nych krę­gach czy obsza­rach Kościo­ła za fakt, to trze­ba kon­se­kwent­nie zapy­tać, czy mamy tam jesz­cze do czy­nie­nia z Kościo­łem kato­lic­kim? Czy ktoś zada­je publicz­nie tego typu pyta­nie i czy ist­nie­je jesz­cze coś takie­go jak tro­ska o para­do­sis? Zna­kiem cza­su jest i to, że dziś sta­wia­my tego typu pyta­nia. Widzi­my dwie zasad­ni­cze ten­den­cje w spo­so­bie wyj­ścia ku świa­tu z prze­sła­niem Ewan­ge­lii. Jed­na z nich ukie­run­ko­wa­na coraz bar­dziej hory­zon­tal­nie, wią­że się z przy­ję­ciem laic­kiej, libe­ral­nej wizji tegoż świa­ta, co naka­zu­je pew­ną wybiór­czość w prze­ka­zie, swo­istą auto­cen­zu­rę, czy łago­dze­nie tonów a nawet przyj­mo­wa­nie pojęć z „języ­ka świa­ta” z nasta­wie­niem się na tzw. „dia­log” i przy­ję­cie do wia­do­mo­ści plu­ra­li­zmu reli­gij­ne­go jako swo­iste­go nie­na­ru­szal­ne­go sta­tus quo. Dru­gi spo­sób każe wejść z w ten świat na spo­sób Paw­ło­wy gło­sząc Chry­stu­sa takie­go jakie­go mamy w Ewan­ge­lii . Trze­ba odpo­wia­dać sobie na pyta­nie o to, czy chce­my nawra­cać świat i czy­nić Kościół coraz więk­szą i dyna­micz­ną wspól­no­tą wia­ry, czy raczej „uświa­to­wić” Kościół i sie­bie sprze­da­jąc wier­ność Chry­stu­so­wi za miskę socze­wi­cy świę­te­go spo­ko­ju i pokla­sku na laic­kich salo­nach, czy­niąc Ewan­ge­lię jed­ną z pro­po­zy­cji na tar­go­wi­sku idei? Dopraw­dy kie­dy słu­cham nie­któ­rych paste­rzy i teo­lo­gów to nie wiem o co w koń­cu cho­dzi: o to pierw­sze czy o dru­gie. Czy nie za wie­le ener­gii poświę­ca się spra­wom przy­ziem­nym, skąd­inąd waż­nym, i czy nie dzie­je się to kosz­tem gło­sze­nia Ewan­ge­lii? Czy nie za wie­le psy­cho­lo­gii, socjo­lo­gii kosz­tem teo­lo­gii, kosz­tem jasnej i jed­no­znacz­nej keryg­my? Wie­lu siłom na świe­cie marzy się Kościół jako orga­ni­za­cja cha­ry­ta­tyw­na i nie­szko­dli­wy ośro­dek pacy­fi­zmu. Tyl­ko czy tego potrze­bu­ją i ocze­ku­ją dziś od Kościo­ła pogu­bie­ni ludzie i czy tego ocze­ku­je od nas Bóg? Cie­ka­wą myśl wypo­wie­dział swe­go cza­su bp H. Kra­etzl z Wied­nia: „wie­lu odwra­ca się dzi­siaj od Kościo­ła nie dla­te­go, że nie szu­ka­ją Boga, ale dla­te­go, że nie Go nie mogą zna­leźć w Koście­le”.
Może rację miał kard. Rat­zin­ger gdy mówił o wspól­no­tach wia­ry, o malej trzód­ce jaką sta­nie się Kościół w spo­ga­nia­łym świe­cie, któ­ry nasy­ciw­szy się sobą samym zacznie odczu­wać potrze­bę cze­goś „wię­cej”, zacznie szu­kać poczu­cia głę­bo­kie­go Sen­su i znaj­dzie go w żyją­cych Chry­stu­sem wspól­no­tach jego uczniów. Jest to jak­by pra­ca od począt­ku. Nie czu­je­cie się jed­ną z takich wspól­not mają­cych poczu­cie potrze­by rady­kal­nej wier­no­ści prze­ka­zo­wi wia­ry, odda­nych bez resz­ty Panu i Jego dzie­łu zba­wie­nia? Nie zauwa­ża­cie, że licz­ba takich jak wy powo­li ale sys­te­ma­tycz­nie rośnie? Nie czu­je­cie powie­wu Ducha Świę­te­go na swo­ich zgro­ma­dze­niach, w cza­sie spra­wo­wa­nia litur­gii, na modli­twie? Bana­łem jest już twier­dze­nie, że każ­dą refor­mę nale­ży zaczy­nać od sie­bie, ale to praw­da. Przed każ­dym z nas stoi to pięk­ne wyzwa­nie i wezwa­nie do budo­wa­nia oso­bi­stej rela­cji z Chry­stu­sem, do nie­ustan­ne­go dawa­nia Mu odpo­wie­dzi miło­ścią prze­mie­nia­ną na codzien­ność w rela­cjach z inny­mi. Te skar­by zaży­ło­ści z Panem może­my wno­sić do naszych wspól­not by je ubo­ga­cać, ale może­my tak­że dawać je naszym rodzi­nom, kole­gom w pra­cy i w szko­le czy zupeł­nie obcym ludziom. Oczy­wi­ście nale­ży to czy­nić z poko­rą i łagod­no­ścią, ale też w sytu­acjach, któ­re tego wyma­ga­ją koniecz­ne jest bycie sta­now­czym i jed­no­znacz­nym. Takim wła­śnie „dum­nym wojow­ni­kiem”! Dla­te­go nie żałuj­cie cza­su na oso­bi­stą modli­twę, lek­tu­rę Pisma Świę­te­go, budu­ją­ce roz­mo­wy i dys­ku­sje. Nasz pan­cerz wia­ry wyma­ga nie­ustan­ne­go wzmac­nia­nia a miecz ducha nie­ustan­ne­go wyostrza­nia, by spraw­nie ciął wię­zy grze­chu i wszel­kie struk­tu­ry zła. Bo to Chry­stus jest naszą mocą — o tym nigdy nie moż­na zapomnieć!
Trze­ba nam odważ­nie wcho­dzić na pola, któ­re zosta­ły utra­co­ne. Kościół oddał pole w dzie­dzi­nie kul­tu­ry, wyco­fał się nie­mal bez wal­ki z wie­lu sfer życia publicz­ne­go. Uzna­no, że ist­nie­ją obsza­ry na któ­re chrze­ści­jań­stwo nie może wpły­wać, a jeśli wpły­wać to w spo­sób ogra­ni­czo­ny. Geo­r­ge Weigel stwier­dza w nr 26 „Gościa Nie­dziel­ne­go”: „żyje­my w cza­sach, gdy ota­cza­ją­ca nas kul­tu­ra nie wspie­ra już prze­ka­zy­wa­nia wia­ry /…/ domi­nu­ją­cy kli­mat kul­tu­ro­wy sku­tecz­nie obez­wład­nia sil­ne nie­gdyś kato­lic­kie instynk­ty. Zwłasz­cza gdy przy­wódz­two kato­lic­kie jest sła­be, defen­syw­ne, pozba­wio­ne ewan­ge­licz­ne­go entu­zja­zmu i wyda­je się zakło­po­ta­ne postu­la­ta­mi kato­li­cy­zmu kontr­kul­tu­ro­we­go /…/ Chrze­ści­jań­stwo jest z natu­ry kontr kul­tu­ro­we, ponie­waż chrze­ści­ja­nie są powo­ła­ni do nawró­ce­nia kul­tu­ry”. Trze­ba więc zapy­tać dla­cze­go nie „nawra­ca­my” kul­tu­ry? Czym dzi­siaj róż­nią się w Euro­pie pro­gra­my par­tii noszą­cych w nazwie przy­miot­nik „chrze­ści­jań­ska” od par­tii laic­kich? Wpływ na usta­wo­daw­stwo odda­no siłom wca­le nie neu­tral­nym bo takich nie ma, a jaw­nie wojow­ni­czo are­li­gij­nym. Przy­ję­to ich reto­ry­kę, poję­cia. Powie­dzie­li­śmy, że kato­lik ma gło­so­wać zgod­nie z sumie­niem, więc dopusz­cza się że kato­li­cy mogą mieć róż­ne sumie­nia, nie­ko­niecz­nie kato­lic­kie. Jakie więc sumie­nia for­mu­je­my? W maju kato­lic­ka Irlan­dia dala przy­zwo­le­nie na abor­cję, wcze­śniej na mał­żeń­stwa tej samej płci. Jesz­cze dwa­dzie­ścia lat temu było to tam nie do pomy­śle­nia. Pro­ce­sy laicy­za­cyj­ne w Por­tu­ga­lii są dziś głęb­sze niż w zapa­te­ry­stow­skiej Hisz­pa­nii. Apo­sta­zje całych naro­dów sta­ją się fak­tem. Uwa­ga — teraz kolej na Pol­skę. Jeśli ktoś sądzi, że zosta­wią nas w spo­ko­ju, to się ludzi. Bogu dzię­ki mamy jesz­cze ludzi w kościo­łach — jesz­cze! Hisz­pa­nie, Por­tu­gal­czy­cy, Irland­czy­cy czy Niem­cy też mie­li. Inna rzecz, że czę­sto sami tych ludzi z kościo­łów wypę­dzi­li. Czy w wie­lu wypad­kach nie scho­wa­no wsty­dli­wie Ewan­ge­lii po korzec? Kim są paste­rze mają­cy wąt­pli­wo­ści co do grzesz­no­ści związ­ków tej samej pici, postu­lu­ją­cy by z tym pro­ble­mem „skoń­czyć”, prze­wi­du­ją­cy jakiś rodzaj obrzę­du ni to ślub­ne­go ni to jakie­go, zapo­mi­na­ją­cy że komu­nia świę­ta to nie piguł­ka tera­peu­tycz­na mają­ca popra­wić nastrój w dro­dze przez życie, ale Cia­ło i Krew Boga, któ­ry życie za nas dał na Krzy­żu i kto je spo­ży­wa nie­god­nie, będzie winien Cia­ła i Krwi Pań­skiej, i śmierć sobie spo­ży­wa i pije… Po co więc to nie­ustan­ne roz­my­wa­nie dok­try­ny, te ugo­dy ze świa­tem, ta rezy­gna­cja z jed­no­znacz­no­ści? Jak więc świat ma się zachwy­cić Chry­stu­sem Zbawicielem?
Dziś na naszych oczach zda­ją się for­mo­wać dwie Pol­ski: Pol­ska kato­lic­ka, wier­na Chry­stu­so­wi, wędru­ją­ca ku Ołta­rzo­wi i Pol­ska moral­ne­go luzu, zeświec­cza­ła, dry­fu­ją­ca coraz dalej od lodzi Kościo­ła. Na któ­rą stro­nę pój­dzie „prze­chył”? A pomię­dzy nimi jest jesz­cze Pol­ska „nija­ka”. Trze­ba wycho­dzić ku tym zagu­bio­nym i obo­jęt­nym, ale nie wol­no nam zanie­dbać ani zawieść tej Pol­ski wier­nej. Trze­ba ją umac­niać i być dla niej a dopie­ro w dru­giej kolej­no­ści wycho­dzić ku tym pozo­sta­łym, aby spro­wa­dzić ich z powro­tem do owczar­ni Pana. Potrze­ba nam for­mo­wa­nia sumień w opar­ciu o Deka­log i przy­ka­za­nie miło­ści, a nie tanie­go psy­cho­lo­gi­zo­wa­nia. Świę­ty Jan Paweł II pozo­sta­wił nam prze­bo­ga­tą spu­ści­znę do wyko­rzy­sta­nia. Dla­cze­go w kate­che­zie, homi­liach, kaza­niach czy dys­ku­sjach nie mówi­my już Janem Paw­łem II? To pyta­nia do dusz­pa­ste­rzy, choć nie tyl­ko. War­to wsłu­chać się w samo­świa­do­mość reli­gij­ną Pola­ków. Na przy­kład, na pyta­nie o to kim był św. Jan Paweł II odpo­wia­da­ją zwy­kle, że był wiel­kim czło­wie­kiem, że oba­lił komu­nizm, że wal­czył o pokój. Nie sły­sza­łem odpo­wie­dzi typu, że był następ­cą świę­te­go Pio­tra, namiest­ni­kiem Chry­stu­sa na zie­mi, itp. W powszech­nej świa­do­mo­ści bar­dziej zna­ny jest z nart i kre­mó­wek niż ze swe­go naucza­nia. Ale czy to jedy­nie wina ludzi?
Pozy­tyw­nym zna­kiem jest dyna­micz­ny roz­wój róż­no­ra­kich wspól­not oży­wia­ją­cych dziś tkan­kę Kościo­ła. Mówiąc o wspól­no­tach wia­ry mam na myśli wszyst­kie dzia­ła­nia zmie­rza­ją­ce do rze­czy­wi­stej odno­wy, niko­mu nie chcę nicze­go odbie­rać ani odma­wiać, nie­kie­dy pro­szę jedy­nie o wza­jem­ność wzglę­dem tych wszyst­kich, któ­rzy gro­ma­dzą się wokół litur­gii św. Grze­go­rza Wiel­kie­go, widząc w powro­cie do jej ducha dro­gę, albo jed­ną z dróg ku odro­dze­niu wia­ry. Przyj­dzie czas, kie­dy miłość do tej litur­gii prze­sta­nie być lek­ce­wa­żą­co nazy­wa­na sno­bi­zmem, modą, potrze­bą odróż­nia­nia się czy czym tam jesz­cze. Będą was dłu­go jesz­cze nazy­wać sztyw­ny­mi, suro­wy­mi, może fana­ty­ka­mi nie rozu­mie­ją­cy­mi Ewan­ge­lii i współ­cze­snych wyzwań, a czę­sto jesz­cze ostrzej. Inwek­ty­wy są zwy­kle bro­nią ludzi sła­bych, nie­pew­nych swo­ich racji, inte­lek­tu­al­nie bez­rad­nych wobec siły argu­men­tów, albo zadu­fa­nych w sobie, postę­pu­ją­cych według zasa­dy: „chrze­ści­jań­stwo to ja!”. Sami broń­cie się przed taką posta­wą! Wie­lu kry­ty­ków śro­do­wisk wier­nych for­mie nad­zwy­czaj­nej rytu rzym­skie­go do dziś uwa­ża je za swo­isty dopust Boży. Ludzie tego pokro­ju nie dopusz­cza­ją do sie­bie myśli, że Duch Świę­ty może dzia­łać tak­że tu. Boją się przy­znać, że może to być jed­na dróg wio­dą­cych ku praw­dzi­wej odno­wie Kościo­ła, dróg jakie wska­zu­je Duch Świę­ty. Sta­waj­my się kocha­ni wio­sną Kościo­ła a przy­naj­mniej jed­nym z jej powie­wów. Nie bądź­cie dys­kret­ni, nie czas teraz na kata­kum­by, dawaj­cie się widzieć i sły­szeć, bądź­cie rado­śni mocą wia­ry, zara­żaj­cie miło­ścią, uka­zuj­cie że jeste­ście żywot­ną i buj­nie kwit­ną­cą cząst­ka Kościo­ła, uczcie sie­bie i innych umi­ło­wa­nia pły­ną­ce­go z głę­bin litur­gii pięk­na ducho­we­go i mate­rial­ne­go i oddy­cha­nia nim, bo Bóg jest pięk­nem. Taki­mi nas Chry­stus potrzebuje.

Kategorie: Aktualności